w ogóle jakoś do ciastek mi nie po drodze.
ale kiedy zobaczyłam je tutaj, po prostu musiałam je zrobić.
tak na poprawę nastroju.
a raczej na zagłuszenie zmęczenia.
wciąż zastanawiam się, czy tylko ja mam taki problem.
noc przestała być nocą odkąd Jagódka, zwana Mysią-Gęsią i bałym Bąbelkiem się urodziła.
kolki, zmiana na inne mleko, odkrywanie świata, zęby, nowe umiejętności, znów zęby i tak dalej.
i na przestrzni tych wspaniałych kilkunastu miesięcy na palcach jednej ręki mogę policzyć noce, w których się nie budziła, a ja względnie wyspałam.
i jak tu nie szukać rozwiązania w kuchni? piekę więc te ciasteczka.
na przekór sobie, bo przecież nie lubię ciastek.
głównie dla męża.
ale jeszcze ciepłe, z rozpływającą sie czekoladą - po prostu mną zawładnęły.
koniecznie podgrzać przed podaniem - temperatura zamienia je z gliniastych ciastek a'la brownie w lekko ciągnące się cudeńka z lejącą się wręcz czekoladą.
i jak tu się w nich nie zakochać?
/przepis zaczerpnęłam stąd/
chocolate chip cookies
s k ł a d n i k i:
- 100 g masła
- 300 g czekolady (po 100 g białej, mlecznej piernikowej i gorzkiej)
- 1 pełna szklanka (155 g) mąki pszennej z pełnego przemiału
- 1/3 łyżeczki sody oczyszczonej lub proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 3 łyżki gorzkiego kakao
- 70 g brązowego cukru
- 70 g białego cukru
- 1 jajko
- 1/3 szklanki mleka
w y k o n a n i e:
- masło pokroić z kostkę.
- czekoladę pokroić na małe kosteczki (każdą kostkę podzielić na 4)
- w misce połączyć: mąkę, proszek do pieczenia, sól i kakao. dokładnie wymieszać.
- w wyższym pojemniku utrzeć masło z mieszanką cukrów (cukier nie musi się całkiem rozpuścić).
- dodać jajko, znów ucierać przez 2 min.
- w dwóch partiach dodać suche składniki. przy drugiej dodać także mleko.
- łyżką wmieszać czekoladę.
- nabierać po 1 łyżce i formować kulki, kłaść je w odstępach na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. lekko spłaszczyć. ciasteczka nie powinny czekać w temperaturze pokojowej. od razu powinny wylądować w piekarniku.
- resztę masy schować do lodówki. wykorzystać po upieczeniu pierwszej partii.
- piec w 160*C przez 14 min. brzegi będą twardniały, a środek wciąż będzie się uginał pod naciskiem palca. ciasteczka stężeją podczas stygnięcia.
podawać koniecznie ciepłe lub podgrzane.
Mniam, akurat do kawy, którą robię. Uwielbiam takie... Aż się rozmarzyłam, chyba muszę znaleźć coś słodkiego ;-)
OdpowiedzUsuń