babeczki drożdżowe: dynia z powidłami

Udostępnij ten wpis:
pada śnieg. ogromnymi płatami.
szaleje wiatr.

nie, żebym się garnęła na spacer.

za to w kuchni tak ciepło i przytulnie.
w piekarniku dynia piżmowa.
wszędzie słodkawy, lekko przypieczony zapach.

zamarzyło mi się dyniowe na drożdżach z powidłami.
niestety nie przewidziałam, że dynia piżmowa może nie być taka sucha po upieczeniu jak hokkaido.
ale uparłam się i zrobiłam babeczki, które stały się hitem i rozeszły się jeszcze ciepłe.

babeczki drożdżowe dynia powidła

(bułeczki) babeczki dyniowe na drożdżach z powidłami

 

s k ł a d n i k i (w temperaturze pokojowej):

2 szklanki mąki pszennej
3/4 szklanki purée z dyni piżmowej
100 ml mleka kokosowego (robionego, nie z puszki)
25 g masła klarowanego
10 g świeżych drożdży
1 jajko
4 płaskie łyżeczki cukru
1/2 łyżeczki soli

+ powidła śliwkowe (12 płaskich łyżeczek)

w y k o n a n i e:

1. roztopić masło i ostudzić.
2. mleko podgrzać, by było ciepłe, ale nie gorące, bo zabije drożdże, które trzeba do niego wkruszyć. dodać łyżkę mąki i łyżeczkę cukru. odstawić w ciepłe miejsce na kwadrans.
3. mąkę przesiać, po czym dodać pozostałe składniki i rozczyn (z drożdży i mleka). składniki zmiksować lub ręcznie wymieszać. na końcu dodać masło. ciasto będzie dość rzadkie, jak na drożdżowe.
4. ciasto odstawić w ciepłe miejsce na godzinę.
5. kiedy wyrośnie nakładać łyżką do silikonowych foremek (lub do zwykłych, uprzednio wyłożonych papilotkami): płaska łyżka ciasta na dno foremki, następnie płaska łyżeczka powideł (najlepiej domowej roboty) a na końcu znów łyżka ciasta tak, by przykryć powidła. całość nie powinna przekraczać 3/4 wysokości foremek.
6. odstawić na 20 min.
7. piec w 180*C przez ok. 25 min. bułeczki powinny być lekko zrumienione. ostrożnie stosować metodę suchego patyczka, by powidło nie zmyliło Was "udając" surowe ciasto.

babeczki dyniowe na drożdżach z powidłami bez mleka

babeczki drożdżowe dynia powidła bezmleczne

podpis

 
zBLOGowani.pl

piernikowe muffinki z powidłami (bezmleczne)

Udostępnij ten wpis:
piernik. to taki niepowtarzalny smak Bożego Narodzenia.
zjedzony w innym czasie jest jakiś taki niekoniecznie magiczny.

ale kiedy za oknem śnieg, na stole ozdoby choinkowe czekają na drzewko,
z głośników niczym aksamitna wstążka płynie świąteczna muzyka.
wtedy właśnie zapach i smak piernika jest jedynym, który pasuje.

piernik i powidło to moje ulubione zimowe połączenie.
prócz czerwonego wina z przyprawami korzennymi, oczywiście.

dziś podaję przepis na absolutny hit.
i gwarantuję, że dzieci będą zachwycone.

bezmleczne muffinki piernikowe z powidłami2

(bezmleczne) czekoladowo-piernikowe muffinki z powidłem

s k ł a d n i k i (na 12 muffinek):

- ok. 120 g kremu czekoladowego (lub czekoladowo-orzechowego) do smarowania (tylko bez mleka w składzie; może być Rossmannowy krem z serii BIO)
- 5-6 kruchych owsianych ciastek (mogą być kupne, ale bez dodatku mleka)
- 1/4 - 1/3 szklanki mleka roślinnego (nie z puszki)
- 1 1/2 szklanki mąki
- 2 małe jajka
- łyżka oleju
- 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
- szczypta soli
- 2 płaskie łyżeczki przyprawy do piernika
- pół szklanki powideł (1 płaska łyżeczka na 1 muffinkę)

w y k o n a n i e:

1. tradycyjnie - oddzielnie wymieszać składniki "mokre" i "suche" (bez powideł) po czym zmiksować dokładnie ale nie za długo.
2. nakładać płaska łyżkę ciasta do każdej silikonowej foremki*. następnie po 1 płaskiej łyżeczce powideł na środku, po czym przykryć je porcją ciasta (1/2 łyżki) tak, by całość zapełniała 3/4 foremki.
3. piec w 180*C przez ok 30 min.

*foremki mogą być standardowe, metalowe z papilotkami, lecz w tym przepisie papilotki nawet po ostudzeniu mogą nie chcieć zgrabnie odejść od muffinki.

bezmleczne muffinki piernikowe1

czekoladowo-piernikowe babeczki z powidłami bez mleka przepis

 

 

 

podpis


zBLOGowani.pl



babeczki drożdżowe z makiem. na Święta.

Udostępnij ten wpis:
siedzę na kuchennym parapecie. zagrzanym od spodu grzejnikiem.
za mną ogromne okno z nieziemskim nocnym krajobrazem zimy na wsi.
a w ręce kubek gorącego kakao* i miękka bułeczka-babeczka w makiem.
niczym kawałek drożdżowego makowca.
ale mi się po tym maki będzie dobrze spało.

to moja pierwsza propozycja w ramach "bezmleczne Święta".
mak ma dużo wapnia. i jest dobry na sen. coś mi się zdaje, że będzie jak znalazł po świątecznym szaleństwie.
maku jednak nie jest dużo, więc nie zaszkodzi 3-latkowi. z młodszym uważałabym.

*wiecie, że "kakao" to wciąż jest jedno z tych nieodmiennych słów?

przepis bezmleczne babeczki z makiem

drożdżowe babeczki z makiem bez mleka

s k ł a d n i k i:

ciasto:

- 30 dag drożdży (świeżych)
- pół szklanki mleka kokosowego (nie tego z puszki, a robionego z wiórków; może być inne roślinne)
- 1/4 szklanki cukru
- 1,5 jajka (1 jajko całe; drugie rozbełtać i wlać połowę)
- 3 łyżki roztopionego masła klarowanego (ostudzonego)
- 2 szklanki mąki (jasnej; żaden konkretny typ)
- szczypta soli

masa makowa:

- pół szklanki maku
- szklanka mleka kokosowego
- 1/2 jajka (drugą połowę jajka, które weszło w skład ciasta
- 1,5 łyżki miodu

w y k o n a n i e:

ciasto:

1. mleko kokosowe podgrzać, by było wyraźnie ciepłe, ale nie gorące. rozpuścić w nim drożdże.
2. w misce połączyć mleko z drożdżami oraz pozostałe składniki (lecz bez mąki). najlepiej zmiksować.
3. wciąż miksując dodać partiami mąkę do uzyskania gładkiego ciasta.
4. odstawić w ciepłe miejsce na godzinę. ciasto podwoi objętość. będzie jednak dość rzadkie i raczej lejące.

masa makowa:

5. zagotować kokosowe mleko i sparzyć nim mak. odczekać chwilę. odcedzić.
6. przepuścić przez maszynkę lub zmiksować (zblendować).
7. do masy makowej dodać miód i pół jajka. dobrze wymieszać.

8. do pieczenia tych bułeczek najlepiej używać silikonowych foremek bez papilotek. nakładać łyżką małą porcyjkę na dno foremki, następnie nałożyć warstwę makową, później znów ciasto, warstwa makowa i na końcu (zawsze) ciasto. może się okazać, że zbyt mały rozmiar foremek nie pozwoli na tyle warstw. ważne, by nie wykipiały, więc nie należy ich wypełniać po brzegi, a do 3/4 wysokości maksymalnie.
9. po nałożeniu babeczek odczekać 30 min.
10. piec 190*C przez 30 min. kontrolujcie babeczki, by upiekły się równomiernie.

bułeczki nie psują się bardzo szybko. świeże są dwa dni. później raczej się suszą, ale wciąż smakują wybornie z gorącym mlekiem czy kakao.

bułeczki drożdżowe z makiem bez mleka

makowe babeczki drożdżowe bezmleczne przepis

swięta-babeczki

podpis

 
zBLOGowani.pl

maksymalnie cytrynowe muffinki bez mleka

Udostępnij ten wpis:
powoli zaczyna się sezon cytrusowy. nakupiłam cytryn jak oszalała. jakbym lemon curd robiła.
a nam tyle schodzi do herbaty z miodem lub sokiem malinowym.

chce się dziecku coś słodkiego. a w domu prawie wszystkie słodycze mają mleko, mleko w proszku, serwatkę z mleka czy inne cuda.
no to upiekłam cytrynowe muffinki.
niesamowicie cytrynowe.

idealne do herbaty.

komentarz Bu: "Mmmmm!"

bezmleczne muffinki cytrynowe

cytrynowe muffiny

s k ł a d n i k i:

- 2 szklanki mąki
- 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 5 łyżeczek cukru brązowego
- szczypta soli
- cukier do posypania po wierzchu

- 2 jajka (małe)
- sok z dwóch dużych cytryn
- skórka otarta z jednej cytryny
- 1/4 szklanki soku pomarańczowego (ilość soku zależy od tego, ile soku mają w sobie cytryny. jeśli ciasto jest za suche dodaj mu soku)
- 1/5 szklanki oleju

w y k o n a n i e:

1. "suche składniki" wymieszać dokładnie w jednej misce. w drugiej połączyć ze sobą "mokre". najlepiej zrobić to szybko, by nie "przedobrzyć"a wówczas muffinki będą po prostu twarde. najsprawniej pójdzie nam, jeśli je zblendujemy.
2. łyżką nakładać ciasto do silikonowych foremek (3/4 wysokości). posypać po wierzchu cukrem. ciasto nie ma tyle tłuszczu, więc do papilotek będzie trwale przywierać. dlatego ja piekę w silikonowych a następnie po upieczeni wkładam do foremek.
3. piec w 180*C przez 20-25 min.

przepis muffinki cytrynowe bez mleka

cytrynowe muffinki bez mleka

podpis

 

 

 

 

 

Zapisz
zBLOGowani.pl

Zapisz

o diecie alergika oraz o tym, jak zostałam Panią Detektyw

Udostępnij ten wpis:

kiedy dowiadujesz się, że twoje dziecko ma alergię pokarmową (i to nie tak, że tylko marchewka, więc wystarczy się jej nie tykać) i musisz odstawić na bok ogromną grupę produktów, wydaje ci się, że to taki mały koniec świata. w najlepszym wypadku będzie to burzliwa rewolucja.


i tak mała Buńka została alergikiem. musieliśmy z dnia na dzień odstawić mleko i przetwory mleczne. no i uważać na produkty ukrywające nabiał.

niestety o ile wyrok zapada jeszcze w niemowlęctwie i dziecko po prostu nie zna smaku "mleka od krowy", o tyle dla dziecka trzyletniego może to naprawdę trudne. zwłaszcza - jak Bu - uwielbia jogurty.

u nas na szczęście to tylko pół roku. no i aż. bo z jednej strony wiem, że kiedyś wrócimy do krowy, ale też pół roku to nie dwa tygodnie, żeby odstawić na bok i nie przejmować się brakiem wszystkiego, co dobrego w nabiale. tutaj już nie ma, że boli, ale trzeba skądś wziąć wapń i białko.

alergia

alergia na mleko - co to jest i czym to się je?


jest to po prostu uczulenie na składniki białkowe mleka krowiego (kazeinę, laktoalbuminę, laktoglobulinę). alergik musi całkowicie zrezygnować z mleka i jego przetworów. różnie sytuacja wygląda u dorosłych, a inaczej u dzieci. tak poważną alergię musi mieć na oku lekarz alergolog.

zwróćmy uwagę, że dieta, która wyklucza krowie mleko z powodu alergii, musi wykluczać z niego też mleko kozie, owcze i bawole. to wszystko ssaki, więc ich mleko jest praktycznie identyczne. chyba, że mamy informację potwierdzoną badaniami i diagnozą, że wolno nam pić mleko kozie czy owcze (oraz przetwory z nich).


jak wskazują niszowe artykuły oparte na badaniach (chociaż jednak niepopularne z powodu "mlecznego lobby"), to mleko krowie szkodzi. głównie kobietom. do jednego z artykułów napisanego dość przystępnie odsyłam [TUTAJ]. a najprostsza logika mówi: krowa pije mleko krowie, owca - owcze a koza - kozie. niemowlęta piją mleko matki. a później się je odstawia. i cześć pieśni. nie wchodzę głębiej w rozważania, bo już widzę tę dyskusję... mimo wszystko sądzę, że dieta - na którą i my z eR. jesteśmy trochę "skazani", by Buńce nie było przykro i byśmy mogli jeść wszyscy to samo - wyjdzie nam wszystkim na dobre i wiele z jej elementów zostawimy na stałe.

a, no i żeby było jasne: alergia na mleko nie ma nic wspólnego z nietolerancją laktozy, która jest cukrem mlecznym. i można ją wyizolować. w ten sposób na rynku pojawiły się produkty bez laktozy. tutaj jednak chodzi o białka mleka. a alergia na nie nie uznaje kompromisów: obróbka termiczna niczego tu nie da.

ok. czyli co zasadniczo odpada?
mleko, oczywiście. jogurty, kefiry, maślanki, śmietana, zsiadłe mleko, serki wszelkiej maści, sery żółte i twaróg, serki do smarowania, masło (chyba, że jest klarowane), mleko w proszku i wszystko, co chociaż w nazwie ma "mleczne" (od czekolady po ciastka)

zastąpić mleko


jak wiadomo mleko i jego przetwory dostarczają dziecku głównie białko i wapń. i na tym się skupiam. co prawda w jogurtach są też bakterie, które usprawniają florę przewodu pokarmowego. można spiąć poślady (a przede wszystkim portfel) i kupować jogurty roślinne z bakteriami (lub większe ekstremum: robić je samemu; kto próbował, ten wie, o czym mowa). ale od czasu do czasu nie zaszkodzi podać dziecku probiotyk czy jakąś śliwkę, by wszystko tam sprawnie funkcjonowało.

w jaki sposób możemy zastąpić te produkty? - białko nie jest tak trudno dostarczyć. można podać więcej drobiu, ale ja wolę wersję: więcej ryb. natomiast wapń to inne para kaloszy...

no to lecimy: białko

- drób (wszelkiego rodzaju, ale najwięcej ma go kurczak i indyk, sama wolę indyka, bo niełatwo do nafaszerować "szajfstwem" tak jak te bidule-kurczaki)

- jajka (nie sięgajmy, po tzw. trójki. już "jedynki" dostaniemy w Bierdrze i to dość tanio. ostatnio nawet "eco" - czyli "zerówki" tam były)

- ryby - głównie pstrągi, łosoś, sardynki i i tuńczyk (nie ma się co bać puszek, o ile serwujemy ich codziennie, a od czasu do czasu), wybierajmy też ryby dość tłuste, np. makrelę (jeśli kupujemy filety, to ze skórą, bo to pod nią jest najwięcej dobroczynnego tłuszczu!) i morskie, dzięki temu dostarczymy dziecku jod.

- orzechy i nasiona - nerkowce, włoskie, ziemne oraz pestki dyni czy słonecznik - super sprawa. można zrobić zdrowe batoniki. nie zapominajmy o migdałach, które dodatkowo mają w sobie kwasy jednonienasycone.

- rośliny strączkowe - fasola, soczewica, ciecierzyca, groch... pamiętajmy tylko o odpowiednich przyprawach, by dziecku nie dokuczały wzdęcia i gazy.

- kuskus - dzięki temu, że jest z pszenicy durum zawiera 2x więcej białka od naszej rodzimej pszenicy.

- wołowina - dużo białka, ale nie musimy nią dziecko szprycować, bo jest dość tłusta. jednak na pewno warto po nią też sięgać czasem.

- no i soja. złą sławę przyniósł jej fakt, iż jest często modyfikowana genetycznie. jeśli nie masz 100%-owej pewności co do tego, daruj ją sobie. jednak ta z ekologicznych upraw na pewno będzie dobra. ma naprawdę dużo białka a także nienasyconych kwasów tłuszczowych.

dalej: wapń

- mleko roślinne (kokosowe, ryżowe, migdałowe, sojowe, gryczane itd..) - nie przesadzajmy z ryżowym, bo zatwardza a gryczane ma jednak dość specyficzny smak, który nie niknie po przyrządzeniu całej potrawy. kokosowe - w kartonie, bo to z puszki jest... z puszki. żywność dla dzieci nie powinna być tak przechowywana, wiemy o tym. ale raz na jakiś czas jest ok. no i czytajmy skład. mleko naprawdę nie powinno mieć żadnych dziadostw w składzie, o substancji słodzącej nie wspominając już nawet. można je zrobić samemu. w kolejnym wpisie zapewne się pojawi przepis.

- warzywa: boćwina, jarmuż, brokuły, szpinak, natka pietruszki, kapusta (kiszona też), rzepa, marchew, buraki

- rośliny strączkowe

- bakalie: suszone figi, morele, migdały, orzechy laskowe (chociaż te potrafią uczulać mocno...), nasiona słonecznika, maku i sezamu

- płatki owsiane czy otręby pszenne

ponieważ wapń z wielu tych produktów nie wchłania się najlepiej na świecie, można spokojnie kupować produkty dodatkowo wzbogacane o ten składnik. zawsze coś.

szpiedzy, czyli ukryte źródła mleka

szpieg to ktoś, kto ma za zadanie odgrywać swoją rolę tak, by nikt go nie zauważył i nie domyślił się kim tak naprawdę jest. w przemyśle spożywczym mamy mnóstwo szpiegów. od serków do smarowania, przez wędliny po płatki śniadaniowe. jeśli nie chcesz dać się nabrać, zamień się w detektywa i zacznij czytać etykiety.

a jeśli jesteś mamą alergika musisz czytać etykiety nie tylko pod kątem dobrego składu ale też sprawdzać, czy nie ma tam mleka. możecie je w składzie spotkać pod nazwą: "mleko" (oraz bezpośrednio produkty mleczne), "serwatka w proszku (z mleka)", "mleko pełne/odtłuszczone w proszku". Co do sformułowań typu: "może zawierać śladowe ilości..." i leci litania alergenów, to raczej forma zabezpieczenia się producenta, które w jednym zakładzie robi kilka rzeczy.

cereal-1444495_1280

oto moja prywatna lista, która - mam nadzieję oszczędzi wam czasu. jeśli macie coś do dodania - będę wdzięczna za wszelkie wskazówki i oczywiście dołączę produkty podane od was do listy.

(aha, to nie tak, że ZAWSZE, ale z reguły lub trzeba spojrzeć na skład)

- gotowe wędliny (niezależnie od wszystkiego macie prawo poprosić panią, która podaje wędliny o skład)
- parówki (wiele z nich, chociaż ostatnio widuje się w niektórych białko sojowe. w Biedrze są naprawdę świetne z kurczaka o fantastycznym składzie i bez białka mleka)
- pasztety
- margaryny, które mają dodatek masła lub jogurtu. uczulam was, że nawet margaryny roślinne potrafią mieć w składzie mleko.
- smarowidła czekoladowe i czekoladopodbne
- czekolada mleczna i biała (czarna nie powinna mieć)
- budynie instant
- ciasto, do którego użyjemy mleka, śmietany bądź masła - klasyczne drożdżowe, kruche, francuskie
- ciastka sklepowe, w tym biszkopciki i herbatniki, słodkie bułeczki czy rogaliki, gofry, wafle
- często też słone przekąski, jak krakersy. paluszki mogą być (przynajmniej od Lajkonika)
- przetworzone płatki śniadaniowe (zwłaszcza te "mleczne"), jednak klasyczne kukurydziane corn flakesy nie mają mleka.

zauważyłam ciekawą tendencję zamiany białka mleka w niektórych produktach na białko sojowe. nie, żeby było lepsze dla naszego zdrowia, ale na upartego alergik (mleczny) może taki produkt zjeść.

no i szykujcie się na falę przepisów bezmlecznych, w tym na słodkości. bo z racji zbliżających się Świąt trzeba będzie stworzyć coś, czym będzie się mogła poczęstować Buńka. jak szczęście (czytaj: Mania) dopisze, jeszcze dziś przepis na obłędne muffinki cytrynowe - tak cytrynowe, że bardziej chyba już się nie da :-)

Zapisz

zapiekany kruchy warkocz z nadzieniem... wytrawnym

Udostępnij ten wpis:
obudziło mnie dziś ciemnozłote słońce.
i Mania.
nad ranem wzięłam ją do naszego łóżka z butlą ciepłego mleka.
już jest taka fajna, że można się do niej przytulić, jak to misiaka.
bez poczucia, że się jej zrobi krzywdę.

szkoda, że nie ma już rudych i czerwonych liści.
bo to słońce takie październikowe.
pasowałoby.

smutne gałęzie leszczyny z kilkoma listkami.
bidule, dygoczą, jakby już chciały spaść, ale jakoś nie mogą.

tymczasem uśmiecham się do słońca.
piję tę energię, którą mi przesyła.
razem z kawą, oczywiście.

a wieczorem zjemy kawałek tego warkocza, co go wczoraj upiekłam.
kruche, obłędne ciasto, które będzie idealne do tartaletek czy quiche
no i nadzienie też mi wyszło...

kruchy warkocz z nadzieniem2
kruchy maślany warkocz z wytrawnym nadzieniem

s k ł a d n i k i:

ciasto:

- 1,5 szklanki mąki
- 100-120 g. rozpuszczonego masła
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta soli (duża)
- 1 jajko
- 2 łyżki jogurtu naturalnego

nadzienie:

- 0,5 kg mięsa ugotowanego (może być z rosołu; u mnie młoda wołowina)
- 1 duża cebula
- 1 malutki koncentrat pomidorowy
- 1 łyżka majonezu
- 1/3 łyżeczki wędzonej papryki
- 1/3 łyżeczki ziół prowansalskich
- odrobina sosu sojowego i pieprz do smaku

w y k o n a n i e:

1. składniki na ciasto mieszamy w jednej misce i krótko wyrabiamy. zawijamy w folię spożywczą i wkładamy do lodówki na 20-30 min. ciasto nie musi być bardzo zimne.
2. farsz. mięso bardzo drobno posiekać, nie trzeba miksować czy mielić. drobno pokroić cebulę i zeszklić na patelni. dodać pozostałe składniki i wymieszać.
3. ciasto wyjęte z lodówki rozwałkować na grubość 3-4 mm. najlepiej, by miało kształt prostokąta. na środku wzdłuż dłuższego boku ułożyć farsz. następnie ponacinać ciasto ukośnie od farszu na zewnątrz - trochę tak, by nacięcia przypominały choinkę. paskami ciasta przykrywać farsz naprzemiennie, również pod kątem. dzięki temu uzyskamy formę warkocza.
4. warkocz można posmarować roztrzepanym jajkiem, ale nie jest to konieczne.
5. piec ok 40 min w 180*C.

kruchy warkocz z nadzieniem3

kruchy warkocz z nadzieniem4

podpis

Zapisz

zakupy bardzo po polsku, a jednak w internecie

Udostępnij ten wpis:
artykuł sponsorowany


ja: ... w internetach? no ba!
n: tak? a myślałam, że się boisz!
ja: bo tak było! ale teraz już nawet kubuję buty. i to nie boli, wyobraź sobie!
(śmiech)
n: nie, to prawda. a jedzenie?
ja: wiesz, jak jest. ta nasza wieś nie wlicza się w żaden przyzwoity cenowo okręg dostaw. płaciłabym jak za woły.
n: żałuj, bo to cholernie wygodne. bez wychodzenia z domu. bez dźwigania tobołów. bez nerwówy przy kasie. bez zgrzytania zębami, że już wszystko przebrane.
ja: ... no i niewątpliwie bez kontaktu z ludźmi.
n: ty to powinnaś się raczej wykłócić się o wolny wieczór, a nie opierać swoje życie towarzyskie na ludziach kupujących w Biedrze! zresztą - też mi kontakty, kiedy za jedyny kontakt to ty raczej musisz przeprosić, bo babce przejechałaś wózkiem po stopie.
ja: ... czasami inaczej się nie da.
n: da się.


 

zakupy w internecie


i tak od słowa do słowa przeszłyśmy do konkretów: teraz musiałam już przyznać, że siedzę uwięziona psychicznie w klatce moich własnych ograniczeń. bo nie chcę kupować jedzenia przez internet. moje poczucie własnej niezależności zostało zachwiane, a moja przyjaciółka do tego wszystkiego wmawia mi, że dla niej to brzmi jak ubezwłasnowolnienie.


czyli, co oznacza słowo "przesada".
dobrze, że się obudziłam z tego koszmarnego snu.

z ciekawości weszłam w internety i przyglądnęłam się kilka stronom. mnie zaintrygował Polski Koszyk. znacie? zaczęłam się rozglądać: ciekawa, przyjemna dla oka od strony graficznej wydaje się naprawdę profesjonalna, a jednak czytelna nawet dla laików. już nie mówię jaki to ma wpływ na odbiór - człowiek czuje się potraktowany poważnie. ładne zdjęcia, mnóstwo kategorii, a w tym produktów od groma! im więcej klikałam, tym bardziej korciło mnie zamówić coś.

patrzę na koszty dostawy - newralgiczny moment. i już widzę, że powinnam żałować, że nie mieszkam w okolicach Warszawy, bo jak się człowiek postara, to może nawet nie płacić za dostawę. ale ja, w stosunku do Warszawy jestem na końcu świata. to jak to się do mnie ma? sprawa wygląda tak: po pierwsze, wartość zakupów - gdziekolwiek bym nie mieszkała - musi wyniśsć przynajmniej 50 zł. można je zamówić albo do paczkomatu, albo za pomocą kuriera. to było do przewidzenia. jeśli do paczkomatu, to oczywiście trzeba brać pod uwagę wielkość paczki. jeśli się nie zmieści - szykuj się na dopłatę za drugą paczkę. w przypadku kuriera - liczy się waga. max 25 kg. inaczej znów - z jednej paczki otrzymamy dwie. no i oczywiście zapłacimy jak za dwie. ale jeśli będziemy się pilnować, to wychodzi to całkiem tanio: za pobraniem do paczkomatu mamy 9, 75 zł , za kuriera (inPost) pod dom zapłacimy 15,99 zł.
jakie mam wrażenie? całkiem-całkiem. niby głównie jedzenie, ale kosmetyki, chemię czy inne tak zwane artykuły higieniczne czy dla malutkich dzieci też kupisz. niby to nie Rossmann, ale nie musisz do niego specjalnie lecieć. są też różne artykuły z gatunku wyposażenie domu, czy artykuły dekoracyjne. i znów - to nie Ikea ani Castorama. ani nawet ten cały Leroy Merlin. ale jak ci czegoś brakuje, to nie musisz się pchać do żadnego z tych molochów w poszukiwaniu obieraczki do warzyw, żarówki czy nawozu do roślin. więcej: możesz nawet darować sobie wyprawę do papierniczego czy apteki: tam to wszystko też jest. i nie nachodzisz się specjalnie.

w sklepie można kupić polskie produkty, ale zagraniczne też - skoro człek od lat kupuje ten, a nie inny proszek do prania, może go kupić. i znajdzie na nim etykietę z barwami danego kraju, więc kupuje się świadomie produkt obcy. mnie osobiście zaintrygował fakt, że produkty polecane (jest taka odrębna kategoria) to najlepsze produkty wybrane przez sklep. i kropka. tej etykietki nie można kupić, co podkreśla się na stronie delikatesów.

niestety większe zakupy opłaca się robić tylko w okolicach Warszawy. jeśli więc masz to szczęście, sprawdź jak to działa. chętnie zweryfikuję moje odczucia wobec tego sklepu. na razie robi na mnie dobre wrażenie (mnogość i różnorodność artykułów spożywczych jest godna podkreślenia). nie wiem jednak, czy produkty, które trafiają do klienta są takie, jakie sam by sobie wybrał, gdyby mógł je dotknąć/ powąchać przed zakupem. nie wiem też, jak sprawnie przebiega proces od zamówienia, do samego dostarczenia pod drzwi.

jeśli ktoś korzystał/ będzie korzystać, piszcie, jakie są Wasze odczucia/ odbiór tego sklepu (artykuł zostanie wzbogacony o Wasze opinie).


polskikoszyk

sponsorem artykułu były Delikatesy Internetowe Polski Koszyk, który znajdziesz na www.polskikoszyk.pl.

Zapisz

pumpkin spice latte i korzenny wieczór

Udostępnij ten wpis:
ciepły kocyk.
ciepły grzejnik.
ciepły kubek z ciepłą, rozgrzewającą kawą...

... i nauka.
a nie, na przykład, dobra książka.

ale z drugiej strony słuszna nauka nie jest zła.
a nauka języka słuszną nauką jest.

Mania, mała instruktorka fitness (a tym, skąd to porównanie - innym razem) śpi snem umęczonego.
ząbkowanie to ciężka sprawa.

Buńka goni w futerkowym kombinezonie, który przypomina geparda.
i usypia Barbie w nowym urodzinowym tipi.

a ja odsuwam myśl o zagonieniu jej do łóżka, chociaż już po dwudziestej pierwszej.
przymykam oczy i staram się ignorować wątpliwej jakości śpiewy i krzykliwe głosy komentatorów meczu "Legia z Real".
zaciągam się zapachem mojej pumpkin spice latte, biorę duży łyk i odzyskuję motywację.

dziś przedstawiam przepis na obłędną mleczną kawę. korzenno-dyniową.

pumpkin spice latte1
pumpkin spice latte
/inspirowane przepisem Asi z Kwestii Smaku/


s k ł a d n i k i (1 porcja):

- 3 łyżki syropu korzenno-dyniowego*
- ok 50 ml espresso
- 200 ml mleka

w y k o n a n i e:

1. świeżo mieloną kawę zaparzyć bardzo gorącą (lecz nie wrzącą!) wodą. odczekać 3-4 minuty.
2. dodać syrop. wymieszać
3. wlać lekko spienione, mocno ciepłe mleko. samej piany nie powinno być dużo. posypać cynamonem.

sos korzenno dyniowy
*syrop dyniowo-korzenny (pumpkin spice)


s k ł a d n i k i:

- 1/2 szklanki wody
- 1 łyżeczka imbiru w proszku
- 1 łyżeczka mielonego cynamonu
- 1 łyżeczka tartej gałki muszkatołowej (najlepiej świeżej)
- 1 łyżka cukru z prawdziwą wanilią
- 1 łyżka masy kajmakowej rozrzedzonej kilkoma łyżkami mleka (w oryginale: 1/3 szklanki mleka skondensowanego, słodzonego)
- 1/4 szklanki purée z dyni - może być poprzez jej upieczenie w całości lub uduszenie już pokrojonuch kawałków, po czym zmiksowanie.

w y k o n a n i e:

1. w garnku wraz z wodą umieścić przyprawy i cukier. zagotować, po czym na małym już ogniu gotować ok. 5 minut. po tym czasie odstawić na kwadrans.
2. zlać odstany syrop do garnuszka przez gazę na sitku. syrop powinien być jak najbardziej klarowny.
3. do syropu dodać rozrzedzoną masę kajmakową (mleko skondensowane), dobrze wymieszać.
4. dodać purée z dyni. zmiksować dokładnie.

przechowywać w lodówce.


u mnie, jak widać syrop bardziej przypomina musztardę i ma rustykalne grudki. nie przeszkadza mu to być absolutnie obłędnie pysznym.

uwagi dla dbających o linię: to jest syrop. a syrop jest w swej naturze bardzo słodki, taki ma być. ale możesz go nie dosładzać aż tak, jeśli pijasz kawę gorzką. albo syropu dodaj do kawy mniej.

 

na babeczniku także możecie zobaczyć mój przepis. łapcie link.

 

 

 

 

 

Zapisz

Zapisz

sushi - adaptacja, czyli California Roll

Udostępnij ten wpis:

artykuł sponsorowany


 

sushi.
zawsze myślałam, że to zawsze wariacja na temat,
a ścisłe zasady obowiązują tylko przygotowania:


jakie akcesoria? jak ugotować poprawnie ryż? jak zwijać? jak kroić? w czym maczać? jak jeść?
i odwrotnie: czego nie można użyć do zrobienia sushi? jak na pewno nie gotować? czego nie wypada robić podczas jedzenia? z czym sushi nie powinno się łączyć?


tyle pytań, a takie małe krążki.


 

im więcej czytałam, tym mniej wiedziałam. i nagle okazało się, że sushi, które kiedyś wraz siostrą zrobiłyśmy w domu - i które nota bene bardzo nam smakowały - łamały większość tak zwanych zasad.


no to obraziłam się na sushi i w mojej kuchni, w której uwielbiam eksperymentować, zabrakło jednego z kultowych dań świata.

postanowiłam się z sushi przeprosić. niestety mój eR. krzywi się na samą myśl o surowej rybie zawiniętej w wodorosty, które smakują mu tak jak wodorosty wyjęte prosto z wody.

nic, tylko wyszukać przepis, który nada się właśnie dla takich, jak mój eR.: sushi, które trochę wygląda jak sushi, ale smaki ma znajome. czy zbezcześciłam święte japoński przysmak? na szczęście nie ja pierwsza. zrobił to Ichiro Mashita w Los Angeles (lata 60., 70.) w jednym z pierwszych sushi barów w Kalifornii. a w zasadzie w pewien sposób został do tego zmuszony brakiem składników i specyficznym gustem smakowym Amerykanów. udało mu się zaadaptować sushi. może i mnie uda się nimi zachwycić mojego eR.

smakowo nie jest wymagające, przełamuje lody w kwestii sushi, jak sądzę.
(przepis za Jamie z Love Bakes Good Cakes)

sushi-933065_1280

California Roll

s k ł a d n i k i (na 1 rolkę)


- 3/4 szklanki ryżu do sushi
- 1 płatek nori
- zielony ogórek (kilka słupków)
- paluszki surimi, czyli udawany krab w paluszkach
- dojrzałe awokado  (kilka plasterków)
- wasabi

- marynowany imbir i/lub sos sojowy


w y k o n a n i e:

1. z ryżem postępuj, jak sugeruje opakowanie. kupuj ryż dedykowany sushi. to nie jest zwykły ryż, żeby było jasne.
2. ponieważ California Roll to uramaki (tzw. ISO, czyli "inside-out"), nie skręcamy ich tak, by nori (wodorosty) były na zewnątrz, a w środku, ledwo widoczne. tu na pierwszy rzut oka widać ryż.
3. ogórek obierz, pozbądź się nasion i pokrój w słupki. awokadu obierz i pokrój w cienkie plasterki. z surimi nie robisz nic.
4. kiedy ryż jest ugotowany i przestudzony, zaczynamy zwijać maki:
- rozkładasz matę bambusową, którą owijasz folią spożywczą (nie aluminiową!)
- na to kładziesz płatek nori błyszczącą stroną do maty. na tej matowej kładziemy ryż.
- odwracamy płat z ryżem tak, by ryż był bezpośrednio na macie. około 3 cm od dołu smarujemy delikatnie nie za szeroki pasek wasabi (w poziomie) i układamy na nim słupki ogórka i paluszki surimi a na to plasterki awokado.
- powoli zwijamy całość (od dołu) w rulonik dość ciasno, chociaż delikatnie. pomagać ma nam przy tym mata bambusowa. zwijamy całość tak, by ostatecznie rulonik był owinięty folią, po czy lekko go dociskamy.
- kroimy na równe "plastry" o szerokości - powiedziałabym - przynajmniej 2 cm, ale jak lubimy grubsze, to czemu nie. kroimy  nie zdejmując folii, robimy to na końcu. podajemy z sosem sojowym i/lub marynowanym imbirem.

podpis

sushi-933289_1280

nam smakowało

sponsorem artykułu i motywacją, bym w końcu przeprosiła się z sushi był nowo otwarty w Poznaniu sushi bar. więcej dowiecie się na www.sushi-tokyo.pl

PS. zdjęcia nie są mojego autorstwa, źródło: Pixabay.com

Zapisz

orientalna zupa z cukinii

Udostępnij ten wpis:
szaro i buro.
bardzo listopadowo. z deszczem w tle.
ciszą w ciepłym domu i równym oddechem śpiącego maluszka.

mama może odpocząć.
mama olewa fakt, że są na świecie inne mamy, które rzucają się w wir prac domowych, kiedy dziecko zaśnie.
gotują obiad, ścierają kurze, pucują podłogi i szorują prysznic.
a kiedy dziecko się budzi z uśmiechem gnają na plac zabaw/ spacer/ zakupy w ramach spaceru.
i mają niespożyte siły do samego wieczora, kiedy to rozkładają deskę do prasowania i idą spać dobrze po północy, a wstają bladym świtem.

mama chce trochę uciułać dla siebie z tego czasu, który w ciągu dnia ma głównie dla dziecka. dzieci.
i nie ma wyrzutów sumienia.

bo gdyby je miała, to by zwariowała. i nie potrafiła się cieszyć, że ma dzieci, wciąż podświadomie obwiniając je, że ukradły jej młodość/ karierę/ pracę/ bujne życie towarzyskie i tym podobne.

kiedy mała M. się obudzi na spokojnie zrobię tę zupę po raz drugi. była taka pyszna, że nie sposób nie zrobić "powtórki z rozrywki".
a ona taka prosta, szybka i taka optymistycznie zielona!

 

 

zupa krem z cukinii


zielona zupa krem z cukinii. w orientalnym stylu.


s k ł a d n i k i:

- 1 kg pokrojonej na niewielkie kawałki dojrzałej cukinii (bez gniazd nasiennych, ale ze skórką)
- 2-3 średnie cebule pokrojone w piórka
- 4 duże ząbki czosnku
- 1 puszka mleczka kokosowego
- 1 płaska łyżka przyprawy garam masala
- 1 łyżeczka mielonej kurkumy
- 1/2 łyżeczki oregano

- 1/4 łyżeczki mielonego imbiru
- 1 kostka rosołowa ekologiczna/bio lub domowej roboty (opcjonalnie)
- sos sojowy/sól i pieprz (do smaku) (ja dodałam jeszcze szczyptę cukru)
- 2-3 łyżki oleju rzepakowego

w y k o n a n i e:

1. cebulę umieścić w dużym garnku i zeszklić na oleju.
2. dodać cukinię i 1/4 szklanki wody. dusić pod przykryciem, od czasu do czasu mieszając, aż warzywa zmiękną. to może trwać nawet pół godziny - w zależności od wielkości kawałków cukinii.
3. kiedy cukinia zmięknie nieco, dodać zmiażdżone ząbki czosnku. dalej dusić.
4. dodać puszkę mleczka kokosowego. zminimalizować ogień i dodać przyprawy i kostkę. dla każdego ilość przypraw może się różnić, więc zawsze należy próbować dań w trakcie ich gotowania.
5. kiedy zupa przestygnie, zmiksować na gładki krem.
6. podawać z keksem śmietany lub grzankami.

 

orientalna zupa z cukinii


podpis


 

 

 

 

Komentarze, które są tylko i wyłącznie reklamami, będą automatycznie kasowane.

Zapisz

Zapisz

obłędnie czekoladowe ciastka z malinami

Udostępnij ten wpis:
godzina 5:30
M. wierci się i zaczyna budzić. po omacku wyszukuję smoczek.
nie działa.chyba trzeba zwlec się do kuchni i zrobić jej mleko.
łapczywie zjada i zachęcona moim lulaniem, zasypia.godzina 5:59
dylemat o świcie: zmobilizować się i popracować na komputerze, czy wskoczyć do łóżka, szczelnie okryć kołdrą i złapać jeszcze godzinę snu.
postanowiłam zrobić sobie śniadanie i wraz z sokiem pomarańczowym ogrzanym nieco ciepłą wodą wskoczyć do łóżka. no i z laptopem.

coś tam zrobiłam. przez te szalone pół godziny, nim M. obudziła się i na dobre zaczęła ćwierkać.

dziś szaleńczo czekoladowe ciastka z malinami pełne miłości.
bo czymże jest połączenie mnóstwa czekolady z malinami w jednym ciastku, jak nie miłością. i to gorącą.

jeszcze jakieś wątpliwości?
- robi się je bez użycia sprzętów kuchenny,
- w jednej misce z użyciem trzepaczki/rózgi/widelca
- przygotowanie trwa najwyżej 10 minut (bez pieczenia)
- największy wysiłek: posiekanie czekolady
- najtrudniejszy moment: czekanie aż ostygną. tak, to jest bardzo ważne (dlaczego - przeczytasz poniżej)



(przepis za Moje Wypieki)



ciastka jak browniesz z malinami bez mąki


s k ł a d n i k i:

  •     3 białka

  •     pół szklanki kakao

  •     1 szklanka cukru pudru

  •     szczypta soli

  •     100 g posiekanej gorzkiej czekolady

  •     100 g posiekanej mlecznej czekolady

  •     niecała szklanka malin


w y k o n a n i e:


1. Do (nieubitych!) białek dodać kakao, cukier puder, sól. Wymieszać.

2. Dodać posiekaną czekoladę - kawałeczki powinny mieć mnie więcej wielkość niedużych rodzynek. Wymieszać.

3. Ciastka kłaść na 2 blachy wyłożone papierem do pieczenia (to jest ważne!). Średnica - ok 3 cm, ponieważ rozleją się w trakcie pieczenia: czekolada zacznie się topić i w ogóle. W związku z tym należy pamiętać o odległości między nimi, by się nie posklejały.

4. Maliny rozrywać na mniejsze cząstki (ale nie bardzo małe) i układać na ciastkach delikatnie je wciskając. Nie chodzi jednak o to, by je całkowicie zanurzyć.

5. Piec około 15 minut (ale po 10 minutach zaglądać, jak się mają, by ich nie spalić, a piekarniki są różne) w 180*C.

6. Odczekać, aż ostygną całkowicie. Dopiero wówczas będzie można je odkleić od papieru. Próby ich zdjęcia wcześniej spowodują, że porozrywają się. Będzie wrażenie, że są surowe. Po prostu czekolada musi się zestalić.


Przechowywać do 3 dni z owocami (mnie zostało kilka w czwartym dniu i wciąż były w porządku). Do tygodnia spokojnie, a może ciut dłużej pociągną ciastka bez owoców.


A maliny można zamienić na inne miękkie owoce: poziomki, truskawki (ćwiartki), borówki amerykańskie czy leśne jagody. Porzeczka też da radę.





Przepraszam, że zdjęcia nie są powalające. Brak dobrego oświetlenia wieczorem: zrobiłam szybką sesję tuż po zrobieniu (i ostudzeniu) ciastek na wszelki wypadek, słusznie przewidując, że na następny dzień może ich nie zostać za dużo.




ciastka jak browniesz z malinami bez mąki





Przepis ten pojawi się niebawem także na stronie babecznik.pl i od tej pory także tam będzie mogli/mogły spotkać się z moimi przepisami opatrzonymi moimi zdjęciami.






Zapisz

Zapisz

ciasto ze śliwkami. na smutki i smuteczki.

Udostępnij ten wpis:
czasami każdy potrzebuje kawałka ciasta, które pocieszy
kostki czekolady, która przegoni smuteczki
babeczki, która weźmie na koniec świata i oderwie od problemów

oczywiście, że słodycze na pocieszenie, to raczej marna nauka
i więcej z tego kłopotu będzie, niż pożytku.

z tym zgoda.
ale czasem po prostu wszystko idzie nie tak.
jest zbyt pod górkę, żeby się na nią wtaskać.

wtedy nawet eR. zje kawałek tortu,
ja zjem babeczkę z pysznym kremem.
a H. zje sobie ciasteczko.
bo ona lubi ciasteczka.
nawet jak nie ma gorszego dnia.

za to to ciacho idealnie leczy smutki.
leczy, a nie pociesza.
jaka jest różnica?
leczy:  smutki już nie wracają, albo jakimś magicznym sposobem pojawia się rozwiązanie.
/uwaga: może przyjść podczas jego robienia!/, nie jest bombą kaloryczną. tylko taką małą bombeczką.
kiedy ciasto pociesza: na chwilę robi się nam fajnie na żołądku, ale zaraz wracają smuty i to jeszcze większe, bo przecież to było TYLE kalorii...

 ciasto ze śliwkami


ciasto, które leczy smutki.
ze śliwkami.

/inspiracja: stąd/

ciasto jest wilgotne, ale lekkie. nie za słodkie. rewelacyjnie zachowuje świeżość na drugi dzień. świetnie znosi ciężkie owoce, więc na przyszłość dam ich więcej. no i już wiem, że idealnie spisze się w postaci babeczek

s k ł a d n i k i:

- 12 śliwek (dałabym z 15)
- 100 g cukru pudru
- 4 duże jaja
- 240ml oliwy (lub dobrego oleju bezwonnego i bez smaku
- 1/4 płaskiej łyżeczki mielonego cynamonu
- 3 łyżki jogurtu naturalnego
- 300 g mąki tortowej
- 1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta (spora) soli

w y k o n a n i e:

1. świeże śliwki pokroić na ćwiartki, usunąć pestki.
2. jajka ubić z cukrem (mikserem), ale całość zacznie gęstnieć. wówczas dodać oliwę lub olej cienkim strumieniem, wciąż mieszając, aż masa będzie kremowa, dodać jogurt i cynamon.
3. do ciasta ostrożnie (najlepiej partiami) dodawać przesianą mąkę uprzednio dobrze zmieszaną z proszkiem do pieczenia i solą. wymieszać dokładnie łyżką lub trzepaczką (ale nie za długo).
4. ciasto ostrożnie przelać do formy (20x40) wyłożonej papierem do pieczenia.
5. piec w rozgrzanym wcześniej piekarniku (190*C) przez 35-40 min.
6. podawać wystudzone.

 

Wszyscy wiemy, że na wieczorne smutki najlepsze jest ciacho i wino. A do tego przepisu - z racji kwaskowych śliwek i nie za słodkiego ciasta - idealnie będzie pasować słodkie deserowe wino Monte Santi.

ciasto na smutki

ciasto ze śliwkami podpis

Zapisz

Zapisz

Zapisz

nadziewane buchty cytrusowe

Udostępnij ten wpis:
kolejny dzień minął,
kolejny wstał.
i znów wstaję z mocnym postanowieniem:
"ten dzień będzie inny, lepszy! będę z niego zadowolona".

i zapewne po raz kolejny wieczorem usiądę i pomyślę:
"dobra, to od jutra".


- od jutra zacznę ćwiczyć.
- od jutra zero słodyczy i mniej kalorii
- od jutra 20 minut spaceru wieczorem
- od jutra muszę znaleźć czas na naukę języka
- od jutra piję 2 litry wody
- od jutra znów znajduję czas dla książki (więcej niż 10 minut)

i tak dalej...


... no i może od jutra nie będę na razie nic piec?
ale to wszystko od jutra. no.
a tymczasem mała, słodka bułeczka.

cytrusowe buchty


NADZIEWANE BUCHTY CYTRUSOWE (10 sztuk)



s k ł a d n i k i:

- 250 g mąki
- 15 g świeżych drożdży
- 0,5 szklanki letniego mleka
- 35 g cukru
- 1/4 łyżeczki soli
- 1 małe jajko (lub pół: w miseczce rozkłócić jajko i wlać połowę)
- 1 żółtko
- 40 g miękkiego masła (+ łyżeczka masła do syropu)

+
- dżem cytrusowy (10 łyżeczek) lub do wykonania własnego dżemu 4 pomarańcze (mogą być inne cytrusy) i cukier/miód
- skórka z 1 pomarańczy (0,5 łyżki)


w y k o n a n i e:

1. mąkę przesiać. na środku zrobić nieduży dołek, gdzie należy umieścić pozostałe składniki: drożdże, mleko, cukier, sól, jajko, żółtka, masło oraz skórkę otartą z pomarańczy. powoli od zewnątrz "zasypywać" go mąką, aż składniki się połączą.
2. wyrabiać przynajmniej 5-6 minut. ciasto oprószyć mąką. odstawić na 15-30 min.
3. uformować 10 kul. każdą spłaszczać a następnie nadziewać dżemem cytrusowym*.
4. bułeczki ułożyć (tak, by się ze sobą stykały, ale nie za ciasno) na wyłożonej papierem do pieczenia formie (tortownica - 25 cm).
5. odłożyć na 15 minut.
6. posmarować obficie syropem**.
7. piec w 175*C przez ok. 30 min.


*dżem cytrusowy:

1. pomarańcze (lub inne owoce cytrusowe) obieramy tak, by pozbyć także białej błonki (np. poprzez odkrawanie skórki ostrym nożem: z góry, wzdłuż linii owocu.
2. wykrawać cząstki owoców (bez białej skórki) tak, by nacinać je z góry pod skosem (pozostanie nam coś w rodzaju "kwiatka" ze środkiem cytrusa, resztkami owocu i białą błonką, nie wyrzucajmy tego!)
3. cząstki pokrojone na mniejsze kawałki podsmażyć na patelni, dodać łyżeczkę cukru lub miodu (wg uznania) i dusić aż zrobi się lepki sos i całość zacznie gęstnieć.
4. ostudzić przed nadziewaniem.

** syrop cytrusowy:

1. z pozostałych "kwiatków" (środkach cytrusów) wycisnąć sok.
2. dodać miód, wg uznania.
3. postawić w rondelku na gazie i na wolnym ogniu gotować, aż zacznie gęstnieć (uważać, by go nie przypalić!).
4. dodać masło, kiedy się rozpuści, chwilę pogotować.
5. ostudzić przed posmarowaniem bucht.


przytulone bułeczki nadziewane


słodkie owocowe bułeczki


buchty z owocami cytrusowymi

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia