spóźniony dzień mamy. inspirująco.

Udostępnij ten wpis:

ale zaległości. tyle do nadrobienia: nie było mnie kilka dni a już nie wiem, w co ręce włożyć. dla mnie dzień mamy miał zgoła inny przebieg niż dla wszystkich innych. zakończył się cudownie. jeden z lepszych prezentów od losu.


i mała Mysia-Gęsia, która "wręcza" mi pudełko raffaello, bardziej zainteresowana samym pudełkiem niż "wręczaniem". bezcenne.


przepis - obiecuję - będzie w następnym poście. będzie na słodko. będzie raffaello.


* * *


dzień mamy.
dzień, w którym dziecko uświadamia sobie, że bez mamy byłaby bieda.
że w sumie nie chciałoby innej, nawet gdyby mogły mieć.
że zawsze czeka na te upragnione: "ale jestem z ciebie dumna!"
że - jakby się nad tym głębiej zastanowić - poślinienie palca i starcie śladów po ketchupie z policzka uratowało ci twarz przed kumplami.
że gdyby akurat nie dbało o linię, zjadałoby wszystko z talerza, bo przecież mama jest najlepszą kucharką ever.
że w zasadzie zgadza się w kwestii obowiązków domowych: każdy coś powinien robić. choćby wyrzucać śmieci.
że prawdopodobnie, gdyby posłuchało mamy, nie stałoby by się to i tamto.
że...


i tak można w nieskończoność.


dzień mamy po raz drugi, jako mamy. w ciąży składał mi eR. a teraz - mała Mysia-Gęsia pewnie oślini mi pół twarzy, pociągając przy tym radośnie acz z mocą włosy. a ja po tych "życzeniach" będę zamawiała perukę.


a na serio, pytano mnie nie raz, czy już czuje się mamą.


nie. chyba, że kiedy biorę relaksacyjną kąpiel, słyszę jak po bardzo eksploatujących (tatę, żeby było jasne, a nie małą Mysię) zabawach eR. mówi do małej (a może bardziej do mnie): "a teraz zobaczymy, co robi mama...".


czy czuję się mamą? nie. czuję, że mam dziecko. w znaczeniu niewyjaśnionej więzi z nim. początkowo bardziej to ono ze mną było związane. widziałam w tych małych ciemnych oczkach tę ufność; że to mnie rozpoznawało jako pierwszą, że uspokajało się tylko przy mnie... czasem chciałam odpocząć, wyjść, by się zregenerować, zresetować wręcz. ale to jak z byciem na uwięzi. jak pies, który będąc na łańcuchu ale blisko budy, tylko się czai na kość leżącą kilka metrów od niego. kiedy już idzie w jej stronę a łańcuch się napina i ciągnie - czuje ból. im dalej byłam od domu, tym bardziej nerwowo spoglądałam na telefon, czy nie dzwonią, czułam niepokój i chciałam być już w domu. teraz nadal tak jest, ale staram się panować nad myślami, zwłaszcza, że malutka Mysia-Gęsia ma już pół roku. I dwa ręby, kasowniki z dołu.


specjalnie dla Was upolowałam z tej okazji absolutnie oszałamiające zdjęcia, obrazy i rysunki związane z dniem matki. było ich tyle, że musiałam je posegregować. nie, nawet nie myślałam o tym, by z któryś zrezygnować, bo są absolutnie bezbłędne.


ważne! zdjęcia te NIE są moje. są znalezione w Internecie. pod każdym z nich jest link, z którego pochodzą.








 

mama...

[caption id="" align="aligncenter" width="439"] autor: Meg Bitton źródło / kobieta ma bardzo czułe oko i nieoczywiste kadry, często ucięte, ale dzięki temu dostrzegamy detale, na które wcześniej nie zwrócilibyśmy uwagi...[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="436"] autor: Meg Bitton / źródło (minka tej małej jest kochana)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="442"] 'my last little boy', autor: Stacey Haslem / źródło (lubię takie kadry...)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="443"] Matka i córka / źródło  (uwielbiam takie kolory. do tego lekka poświata i miłość na zdjęciu)[/caption]

na starej fotografii

[caption id="" align="aligncenter" width="446"] "Mother holding girl", 1911-12, George B. Petty / źródło (nie da się ukryć, że kiedyś robiło się inne zdjęcia. głównie w studiu. ale czyż nie buch a z nich czułość?)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="450"] 'Mother and Child'. Rudolf Dührkoop (1848-1918)/ źródło (niby konwenanse, suknie od kostek po szyje, całe zabudowane, a jednak złamane zasady pokazują, że wtedy ludzie nie byli tacy... "od do")[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="356"] 'Mrs. R', Gertrude Käsebier / źródło (pomimo, że to czarno-białe zdjęcie, już żałuję tego światła i kolorów, które mogły się na nim znaleźć...)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="456"] ich miny są absolutnie unikatowe. i jednakowe zarazem :) / źródło[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="463"] 'Mother and Child'. Henry Essenhigh Corke (1883-1919) / źródło (mamy w każdym czasie i szerokości geograficznej kochają patrzeć na swoje dzieci, kiedy śpią)[/caption]

fotografie - mamy z całego świata...

[caption id="" align="aligncenter" width="464"] źródło (czyż to nie jest urocze? wystarczy być razem. nie trzeba żadnych atłasów...)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="452"] źródło (dziecko chce być z mamą zawsze i wszędzie. czy śpi czy nie)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="448"] Etiopia / źródło (trochę takie misyjne to zdjęcie. nie mam nic do nich, ale to dziecko wygląda jak z okładki czasopisma o misjach. niemniej - cudne)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="444"] "Madonna and Child," Devon Cummings Muktinath, Nepal / źródło (zdjęcie to wygrało konkurs National Geogrephic w 1991 r. i ja się nie dziwię.)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="449"] źródło (wygląda na pocieszanie się w trudnej sytuacji. od razu przed oczami stają mi dramatyczne scenariusze sytuacji w jakiej robione było zdjęcie. obym się myliła...)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="451"] Richard Harrington Artmo | Padlei, N.W.T / źródło (przez to zdjęcie przemawia nie tylko miłość. ale jakaś... rozpacz w wyrazie twarzy matki. ściska serce)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="443"] Ladakh, India / źródło (oczy tego dziecka hipnotyzują :)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="434"] źródło (przyuczanie do obowiązków. każdy na swoje możliwości)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="435"] źródło / na tym zdjęciu widać szczęście dziecka. czuje się bezpiecznie w ramionach mamy. moja Mysia-Gęsia uwielbia spać między mną i eR. i dotykać mnie z jednej i męża z drugiej strony. choćby opuszkiem jednego palca.[/caption]

 

obrazy, obrazki, rysunki, ilustracje...

[caption id="" align="aligncenter" width="274"] autor: Barbara Lavallee / źródło (buziaczki. aż sama muszę podejść do małej i ją ucałować)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="289"] ilustracja, autor: Fiep Westendorp / źródło (taka Matka Polka...?)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="315"] 'Mother and child dancing" / źródło (to zdjęcie przypomina idyllę pod szczęśliwą gwiazdą. nic nie może zakłócić tej szczęśliwości)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="359"] Chihiro Iwasaki / źródło (dzień mamy...?)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="367"] autor: Maurice Asselin / źródło (oszczędzanie na farbie czasem się opłaca. wychodzą naprawdę cudowne rzeczy...)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="377"] Mother and son. Nursery wall art; autor: KatHannah / źródło (jedno słowo przychodzi mi na myśl, kiedy patrzę na ten obraz: mamunia)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="373"] "Large Mother ad Child" / źródło  (trochę metaforycznie, ale czasem właśnie trzeba zobaczyć życie mrużąc oczy: niech wszystko się rozmyje. wtedy widać to, co najważniejsze)[/caption]

[caption id="" align="aligncenter" width="236"] źródło (matka. w jej oczach widać zmęczenie ale i hard ducha i przekonanie, że musi sobie poradzić. a jednocześnie gdzieś pod pokrywą tego zmęczenia jest prawdziwa miłość. dziecko. te oczy ufnie patrzące. chce być blisko mamy i z nią czuje się bezpiecznie. cudo)[/caption]

fejsbukowa mama i liebster blog award

Udostępnij ten wpis:

Wyobraźmy sobie, że urodziłaś dziecko.


Ja nie muszę - ja urodziłam, więc moje rozważania w żadnym stopniu nie będą li i jedynie teoretyczne.


Czyli jesteś mamą, załóżmy. Dumną jak paw, zmęczoną jak styrany koń pociągowy po całym dniu orki w upale, bezgranicznie szczęśliwą i ... świeżo upieczoną, więc wszystko jest absolutnie nowe, świat staje na głowie. Jeśli nawet nie cały, to na pewno małżeństwo, relacje międzyludzkie i wszystko, co cię otacza.


Znajdujesz chwilę, by pochwalić się wyczynem na fejsbuku. I tu uderza mnie pytanie - jak ustalić granice? Gdzie one są? Ile razy weszłaś na fb a tak same zdjęcia jeszcze nieumytego bobasa z klipsem przy pępku? W innym miejscu widzisz zdjęcie siebie i maleństwa w szpitalu, które wygląda jakby dziewczyna urodziła przed sekundą. I podpis. Tu mamusie prześcigają się w pomysłach: "Najszczęśliwsza", "Z moim skarbem", "Moje kobiety- jak wstawia dumny ojciec. Tych na portalach społecznościowych też nie brakuje.


Kiedy kończy się kwestia pochwalenia się, a gdzie zaczyna się ekshibicjonizm? 


Ja rozumiem, że przecież takie cudowne, piękne, o idealnych wymiarach, podobne do... i tak dalej dziecko urodziłaś. A do tego sama, mimo że było to straszne, bolesne i traumatyczne przeżycie! Ale żeby od razu kartki z pamiętnika obnażające najintymniejsze szczegóły porodu opisywać?


Kiedy kończy się duma bycia mamą, a gdzie zaczyna być obsesyjne chwalenie się osiągnięciami malucha? Oczywiście w formie "historyjki obrazkowej".


Oczywiście, że miło się czyta, kiedy jakaś z mam napisze o pierwszym zjedzonym samodzielnie posiłku i do tego zrobi to w fajny humorystyczny sposób. Ale po co mi ilustrowana historia osiągnięć bobasa, zwłaszcza kiedy opiera się na osiągnięciach typu "pierwsza kąpiel" (zdjęcie: bobas nagusieńki na plecach w wannie. bez retuszu czerwonych oczu w dodatku), "pierwszy ząb" (zdjęcie: nie chcę wiedzieć jak powstało. Przedstawia małego zęba jak kasownika), "pierwszy raz na spacerze" (zdjęcie: dziecka nie widać spoza tych wszystkich ciuszków i kocyków), "pierwszy raz na nocniku" (zdjęcie: bobas goluteńki na "tronie"), "pierwszy raz jemy coś-tam" (zdjęcie: bobas ubabrany po same stopy w czymś, co było kiedyś marchewką, ziemniakiem i chyba jakimś mięsem) i tak aż... no właśnie.


I tu muszę sobie pozwolić na dygresję.


Czy którakolwiek z mam zastanawiała się, co się dzieje z tymi zdjęciami w sieci? Przecież to nie jest "czarna dziura". Tu nic nie ginie. Nie znam nikogo, kto nie wpisałby swojego imienia i nazwiska w google. Ciekawe, co by było, gdyby kiedyś dziecko którejś z tych mam (tak ochoczo wstawiających zdjęcia półnagich bobasków) znalazło to zdjęcie kiedyś. A znajdzie. Bo w internecie nic nie ginie.  Ciekawam, czy podziękuje za taką... popularność. To jest jedna sprawa.


Teraz będzie znacznie gorzej. Czy którakolwiek z tych dumnych mamusi myślała o odbiorcach? O tym, kto jest po drugiej stronie? Przecież to nie zawsze cnotliwi rodzice przeglądają blogi parentingowe czy profile innych rodziców. Na takie strony wchodzą... ekhm... czy muszę pisać, kto? Niby pornografia dziecięca jest absolutnie zakazana i karalna. Ale - z pozoru niewinne zdjęcia z "pierwszej kąpieli" to nic innego jak łatwo dostępna alternatywa. A potem okazuje się, że młoda mama ma w profilu napisane, skąd pochodzi... Dreszcz przeszedł mi po plecach.


Wróćmy jednak do pytań o granice:


Kiedy nasz profil jest jeszcze nasz (ewentualnie z wstawkami dotyczącymi naszej pociechy), a kiedy już w zasadzie jest naszego dziecka?


Znam kilka taki mam, które już nie mają zdjęć profilowych (w ich miejsce wstawiane są zdjęcia dzieci), statusy dotyczą tylko dziecka (albo gorzej: pisane są z perspektywy dziecka - "dziś pierwszy raz sam poszedłem do łóżka spać"). Tylko pytanie, czy taka mama sama chciałaby, by tyle informacji o niej, zdjęć i wszystkiego jej mama umieszczała dla szerszego odbiorcy w Internecie. Co z tego, że jeszcze w imieniu dziecka jego mama do 18 lat ma prawo podejmować decyzje, robić coś nie pytając o zdanie. Jest prawnym opiekunem - ponosi odpowiedzialność za dziecko, ale też może za niego decydować. Ja myślę zawsze kategoriami: moja córka to kiedyś zobaczy.


Kiedy nasze pomysły co do tego, o czym akurat myśli niemowlę zostają w rodzinie a kiedy zna je już cały fejsbuk?


Mamy wprost uwielbiają podpisywać zdjęcia myślą, jaka wpadła małemu szkrabowi w chwili robienia zdjęcia. Ta, bankowo tak mały myślał. Nie wiem, czy to jest niestosowne. Ale jest jakaś taka prawidłowość. Mnie to po prostu irytuje: że niby ona zna swoje dziecko tak, że wie o czym myśli. Kiedy mama podaje mi na talerzu tę myśl, automatycznie ją neguję i myślę: a gó...zik prawda. Powiedz jej kiedyś mały, że słowa, które ci wkładała w usta były na końcu długiej listy tego, o czym mógłbyś myśleć.


Kiedy tata chce koniecznie zaszpanować - że to jego krew, jego plemniki i taaaka dubeltówka, a kiedy zamienia się w mamusię fejsb(r)ukową?


Tatusiowie też wpadają w sidła przesadnego "tatusiowania" na fb. Zdjęcia, filmiki - jakim to on nie jest ojcem, jakiego on nie ma syna zaradnego (bo umie i to i tamto) czy pięknej córusi ("uroda po mamusi")! Tak, jak bycie ojcem jest bardzo męskie. Nie wiem, czy jest coś, co czyni faceta bardziej męskim. Może jeszcze obrona swojej rodziny w sytuacji zagrożenia życia tego jest ekstremalnie męska. Ale facet ma jaja, kiedy zmierzy się z pełnym (wiemy czego) pampersem czy kiedy wstaje w nocy do płaczącego dziecka z cichym szeptem w stronę żony: "Ja się tym zajmę. Śpij.". Ale to docenią mamy.


Jakieś podsumowanie?


Osobiście mam uczulenie na ekshibicjonizm młodych matek, co niestety czyni je nieodpowiedzialnymi. Czy nie można się pochwalić? No, można, można. Ale wszystko z wyczuciem. Postaw się na miejscu dziecka w wieku pozwalającym mu poruszać się sprawnie po internecie. I pomyśl o tym, kto teraz przeglądać może twoje zdjęcia i czy na miejscu twoich znajomych chciałabyś coś takiego przeczytać czy zobaczyć. Tyle.


A co Wy sądzicie o takim zjawisku jak "fejsukowa mama" czy "fejbukowy tata"?


 



a teraz coś bardzo miłego. i dla mnie i dla 11 osób. czyli jak zostałam doceniona przez dwie osoby i nominowana do liebster blog award. bardzo dziękuję Katyi z Modnie z wózkiem (Katya, czy to się odmienia?!) i Adzie z bloga Mama Blog'uje.


czy bawię się z takie przedsięwzięcia łańcuszkowe? tu nawet nie chodzi o tę zabawę, a o fakt, że komuś podoba się mój blog, szanuje i docenia to, co robię i chce się tym podzielić z innymi. to jest najważniejsze. i oczywiście mogłabym się tylko pochwalić nominacjami i zakończyć z mojej strony ten łańcuszek. ale czy nie znam blogów zasługujących na wyróżnienie? dopiero co pisałam o nich tutaj.


czyli biorę udział. a żeby to zrobić muszę trzymać się regulaminu, który nakazuje skopiować zasady zabawy, odpowiedzieć na pytania zadane przez nominujące mnie osoby (czyli u mnie 22 pytania... nie wiem, jak to zniesiecie), nominować 11 blogów i zadać im 11 pytań. by się nie powtórzyły, o zgrozo...


zaczynamy.



 liebster blog award

"Zasady Gry:

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował".

Pytania od Katyi (może nie profanuję Twojego nicka):

1. Największe zaskoczenie związane z ciążą, macierzyństwem...
- ... że przeciętny dzień po porodzie nie przypomina dnia sprzed porodu ani przez sekundę.

2. Dlaczego akurat wtedy zdecydowałaś się na prowadzenie bloga?
- człowiek bardzo często w ciąży "ma dość", tak ogólnie. i dużo leżakuje, więc tak intelektualnie się trochę nudzi.

3. Ulubiona część garderoby i dlaczego?
- komin i buty na obcasach. komin zawsze oszuka mój organizm, jak to jest ciepło ubrany. buty na obcasach, bo wtedy wolę swoje nogi, nie garbię się i czuję się pewniej.

4. Co sprawia, że czujesz się 100% kobietą?
- takie jedno dość szczególne spojrzenie mojego męża :)

5. Miasto czy wieś?
- wieś. mimo wszystko. a najlepiej małe miasteczko :)

6. Ulubiona bajka z dzieciństwa.
- trudno mi się zdecydować. niech będą Muminki. Buki się bałam, a jakże, ale mi to nie przeszkadzało w lubieniu tej bajki.

7. Będziesz/ Jesteś mamą pracującą zawodowo czy mamą zajmującą się domem?
- będę chciała pracować. ale chyba uda mi się pracować w domu i połączyć obie wersje :)

8. Bez czego nigdy nie wychodzisz z domu?
- torebka. nawet jak jest pusta, nie ma w niej telefonu i portfela, bo zapomniałam włożyć :)

9. Ulubiony sklep.
- eee... chyba targ, jeśli można go zaliczyć do sklepu.

10. Twój kosmetyk wszech czasów.
- chyba balsam Dove, który migocze. pachnie cudnie i przypomina mi czasy mojej studniówki, bo wtedy go stosowałam.

11. Co pomaga Ci zorganizować dzień?
- mówienie na głos. to znaczy ja sobie tłumaczę to tak, że mówię o tym Mysi-Gęsi. ale w podpunktach mówię do siebie, chociaż przed ciążą notowałam.
Ok. Poszło. A teraz pytania od Ady:

1. Czy jeśli miałabyś możliwość, przeżywałabyś inaczej swoją ciążę?
- chyba jeszcze więcej bym się ruszała, chociaż i była w ciągłym ruchu.

2. Możesz się nazywać szczęśliwą osobą?
- zdecydowanie tak ("3 x tak" :).

3. Jesteś spełniona zawodowo?
- jeszcze nie, ale mam plan, by się spełnić. wymaga on jednak trochę czasu.

4. Twoje hobby - opisz w kilku zdaniach.
- śpiewanie. uwielbiam, kocham i mogłabym to robić cały czas. i nie tak, że tylko pod prysznicem :). poza tym książki. uwielbiam dzięki nim zapominać o Bożym świecie. a, no i pisanie. także tegoż oto bloga.o.

5. Co było impulsem do powstania Twojego bloga?
- ciąża i zamiłowanie do gotowania, które powoli zaczynało mi wychodzić. teraz jeszcze trochę tematyka rodzicielska (niekoniecznie uzewnętrzniająca moje doświadczanie macierzyństwa) mnie napędza.

6. Czy jest coś co byś zmieniła w swoim życiu?
- hmm. jak na dość trudny charakter, w życiu powiodło mi się bajkowo. chyba nic by nie zmieniała.

7. Czy jesteś realistką czy marzycielką?
- absolutnie marzycielką. ale i obserwatorem rzeczywistości, więc to nie tak, że wciąż marzę o różowym jednorożcu, czy coś.

8. Jaką rolę w Twoim życiu odgrywa macierzyństwo?
- gra pierwsze skrzypce. wszystko się zmieniło i to ja musiałam się podporządkować a nie dziecko.

9. Poleć jakiegoś mało znanego fajnego bloga - do poczytania.
- hm. tylko jak tu napiszę, to może się ktoś oburzyć, że on przecież nie jest "mało znany". ryzykowne. powiedzmy, że te fajne blogi mam w nominacjach. i to te miałam Ci przysłać na priv.

10. Co sądzisz o blogosferze?
- pełno w niej gówna, "szajstwa" i żenady na najgorszym poziomie, a tak samo obfituje w perełki, kwiaty, które mogę zobaczyć i podziwiać właśnie tylko dzięki blogosferze.

11. Plany na przyszłość?
- dom jest w budowie, zaawansowanej. a także w dalszej, ale równie oczekiwanej przyszłości płyta i książka. ale to wiesz ;)

dobrnęłam do końca. teraz moje nominacje. uwaga, uwaga... (alfabetycznie)

1. bliżej mamy - blizejmamy.blogspot.com
2. herbaciana córa - ochamusume.blogspot.com
3. jj & the bear - jjandthebear.blogspot.com
4. raptularz mamy - raptularius-matris.blogspot.com
5. rocznik '85 - rocznik85.blogspot.com
6. smaczny dom - smacznydom.wordpress.com
7. mama bloguje pl (u Ciebie widziałam już nominacje, więc będę wdzięczna jak chociaż napiszesz, że one mnie też dostałaś) - mamablogujepl.blogspot.com

chyba tyle. jeśli chodzi o te blogi "mało popularne", czy coś.
a teraz najtrudniejsze: pytania dla nominowanych. będą bardzo nieoczywiste, bo taki mam kaprys, ot co.

1. robisz zdjęcie najlepszym aparatem na świecie. możesz zrobić tylko jedno. jaki będzie obiekt? (możesz tylko napisać co, a możesz opisać zdjęcie)
2. kwiaty cięte czy doniczkowe? i dlaczego?
3. największe osiągnięcie ostatniego roku (tylko nie, że dziecko, bo taka odpowiedź nie może konkurować ;)
4. ulubiona przyprawa?
5. jakim jesteś zwierzęciem (i dlaczego), kiedy stoisz w kolejce (np. w ostatnim tygodniu kwietnia w urzędzie skarbowym ;P)
6. najlepszy prezent na urodziny (albo Święta czy rocznicę - dowolnie)?
7. przed ciążą/ porodem myślisz, że chcesz, by to był/a chłopiec/dziewczynka, bo...
8. o czym, myślałaś/eś, kiedy w dzieciństwie dmuchałeś świeczki na torcie? spełniło się?
9. nie potrafię żyć bez... (chodzi o jakieś udogodnienie XX/XXI w.)
10. gdzie chcesz się znaleźć, kiedy wychodzisz z siebie, nerwów i przerasta Cię własne zmęczenie?
11. potrawa/ składnik/ coś do jedzenie, bez czego nie wyobrażasz sobie lodówki: musi być :).

udało się, udało!
no, jeszcze raz wielkie dzięki za nominacje i mam nadzieję, że i moje kogoś ucieszą...

 

chałka. po prostu. albo po zawijanemu.

Udostępnij ten wpis:

chałka to ciasto dzieciństwa. niby nie jest to typowo polski wypiek. ale był czymś w rodzaju słodyczy, kupowany przez babcię i zjadany przez nas - całą chmarę dzieciaków - tylko z masłem. tym prawdziwym, kupowanym zawsze w postaci 250 gramowej kostki.


a my - moje rodzeństwo i kuzynostwo - brudnymi łapami (w końcu zawsze na pytanie "czy myliście ręce?" odpowiadało się "tak" tylko po to, by zjeść tej chałki jak najwięcej) odrywaliśmy kawałki warkocza i rozdzielaliśmy te "nici" białego, puszystego drożdżowego środka.


tego smaku się nie zapomina. owszem, razem z zarazkami brudnych rąk mogła smakować lepiej. jak to w dzieciństwie: jak coś robisz czystymi rękami, to traci klimat. ale przepisu, który by mnie satysfakcjonował, uszukałam się jak głupia. i znalazłam. nie trzeba specjalnie brudzić rąk, by przypomnieć sobie, czy to naprawdę to. polecam.


PS. przepis najpierw pojawił się na moim wcześniejszym, anglojęzycznym blogu "(hand) ones day on a plate"  (dayonaday.wordpress.com), stąd te podpisy na zdjęciach.


chałka rosyjska


chałka rosyjska - russian challah


/przepis znalazłam u Liski, w Pracowni Wypieków. tutaj./


s k ł a d n i k i:


- 500 g mąki pszennej
- 170 g wody
- 2 jajka
- 1,5 łyżeczki soli
- 55 g oleju roślinnego
- 2 łyżki cukru
- 20 g świeżych drożdży
+ jajko do posmarowania


- dodatkowo: rozdzynki uprzednio namoczone w wodzie i płatki migdałów


w y k o n a n i e:


- zrobić zaczyn: drożdże połączyć z 1 łyżeczką cukru, 100 g mąki i z wodą. odczekać 20 min aż ruszą.
- do miski dodać pozostałe składniki i zaczyn. wyrobić (aż będzie gładkie, ma być zwarte). odstawić w misce posmarowanej olejem, przykryć ściereczką i odstawić na 2 h.
- ciasto dzielimy na 2 części, w których powstaną 2 chałki.
- ciasto można zapleść, jak pokazuje Liska. Można też zrobić warkocza i też będzie.
- zaplecione chałki posmarować olejem. umieścić w blaszce wyłożonej papierem (w której będziemy piekli). przykryć i znów odczekać koło 2 h. im dłuzej będą rosły, tym będą bardziej puszyste.
- kiedy odstaną i będą dobrze wyrośnięte, posmarować jajkiem, powciskać w ciasto rodzynki i posypać płatkami migdałowymi (zrobić to tuż przed włożeniem ciasta do piekarnika)
- piec w 190*C przez 20-30 min.


chałka rosyjska


chałka rosyjska


to było po prostu.


a teraz będzie po zawijanemu...




 z pamiętnika MM


refleksja pt.: "Ciotka Klotka Dobra Rada"


Zacznę od tego, że każdy ma prawo do wyrażenia swojej opinii. To gwarantowane jest nie tylko przez konstytucję. Czy mogę komuś tego zabronić? Nie. Stety czy niestety? Oto jest pytanie...


Kiedy "stety"? Wtedy, gdy wszystko zamyka się w chęci powiedzenia czegoś, niezgodzenia się z czymś czy po prostu kiedy chęci podzielenia się swoimi obawami. Ale kiedy opinia wymyka się swojej definicji i zaczyna narzucać - naprawdę chciałabym mieć prawo powiedzieć "nie masz prawa". Ale czy rzeczywiście, to jest kwestia na osobny artykuł, a ja nie o tym.


Wyobraźmy sobie, że wychodzisz z dzieckiem na spacer i co druga starsza pani głośno wzdycha i niby do siebie mówi konspiracyjnym szeptem pełnym oburzenia: "w taką pogodę bez czapki? Z gołymi nogami?!" W zasadzie nawet nie trzeba sobie tego wyobrażać. Chyba każda matka spotyka się z takim zachowaniem przynajmniej raz na jakiś czas. Zwyczajne oburzenie kobiety przeradza się w święte oburzenie, kiedy młoda matka ma niewyparzony język i powie, że nie życzy sobie takich uwag pod swoim adresem. Uwag?! Ona przecież z dobrej woli... Czy to młodsze pokolenie musi być takie bezczelne? ... Może nie wchodźmy na cienki lód, co owa pani ma na myśli, kiedy mówi, że "z dobrej woli". Inna rzecz, że pokolenie ciotek-klotek i tzw. starszych pań, które o lasce potrafią się łokciami w kolejce rozpychać, zwykło wszelkie odpowiedzi traktować jako te bezczelne. Nawet, gdyby były nadzwyczajnie uprzejme.


Wracając: dziecko za lekko ubrane to jest klasyka gatunku. Ciotki-klotki (najczęściej bezdzietne) wiedzą najlepiej. I potrafią się wtrącić tylko dlatego, że jesteś młodą mamą, która niekoniecznie całkowicie zapomniała o sobie. Bo  przecież zadbana młoda mama równa się zaniedbane i nieszczęśliwe przy tym dziecko, nie? A to oczywiście grzech śmiertelny.


Już dwa miesiące jak odkryłam, że moja mała Mysia-Gęsia (od niedawna Zębuszka z dwoma kasownikami od dołu) nie jest zainteresowana rozmową ze mną podczas spaceru. Jeszcze. Czasem przesypia połowę czasu. Dlaczego więc nie wziąć ze sobą słuchawek, mp3 i dobrego angielskiego audiobooka, który pozwoli mi nie cofnąć się w rozwoju tego języka. A ponieważ od porodu moje uszy przeszły kilka sensacji, zainwestowałam w te duże słuchawki, które są dla uszu znacznie lepsze. Od razu połowa mijanych przeze mnie ciotek-klotek odprowadzała mnie spojrzeniem pełnym dezaprobaty. Poczułam się jak chodząca kontrowersja i "zła matka".


I pytanie: co należy zrobić, kiedy ktoś zwróci nam uwagę, czy wręcz zgani? Każdy ma swój sposób. Ja grzecznie mówię: "Dziękuję, ale nie skorzystam". Kobita, która mnie upomina albo już miała swoją szansę wychowywania albo - co gorsza - nie miała jej w ogóle a i tak wie wszystko na temat opieki nad dzieckiem. Oczywiście ona zachłyśnie się oburzeniem, ale to nie jest mój problem, a raczej jej nieleczone kompleksy. I nie do mnie należy kuracja wszystkich zakompleksionych ciotek-klotek.


Jest jednak sytuacja, z której trudniej wybrnąć: kiedy rodzina/ciotka/matka/teściowa/etc. startuje do nas z mnóstwem "życzliwych rad". Rozumiem, kiedy o takież proszę. Ale chyba by mnie trafiło, gdyby kolejne ciotki mówiły mi tylko "dziecko nie powinno tego...", "dziecko jest za małe, żeby...", "absolutnie powinnaś/nie powinnaś...", "nie widzisz, że ... " itd, a ja doskonale wiem, co mam robić. Albo nie wiem może dokładnie, ale będę chciała zrobić po swojemu. Muszę przyznać, że osobiście nie miałam z tym problemu. Zawsze były to grzeczne pytania o mój sposób opieki, pielęgnacji, wychowania dziecka: czy robię to, czy tamto, czy tak a może inaczej. I mnie to nie przeszkadzało, bo najczęściej było to w sytuacjach, które tego wymagały: kiedy ktoś brał małą na ręce pytał "nosisz ją tak, czy tak?" Było to bardzo taktowne, bo wykluczało zrobienie czegoś wbrew mojej "polityce" wychowania i opieki. Wiem jednak - czyta się/słyszy się - że już do historii przechodzą dobre rady babć i ciotek: "ma zimne ręce - przykryj ją, ubierz cieplej", "ślini się i wkłada palce do buzi - nie widzisz jaka jest głodna?!", "marudzi - trzeba ją ponosić, nie ignoruj tego!" Oczywiście. A człowiek tylko zapada się w sobie i myśli, jaką to fatalną matką jestem.


Niestety, chyba nie ma innej rady, jak kilka razy powiedzieć, że ma się na ten temat inne zdanie, a potem lekko ogłuchnąć na tego typu hasła wpędzające zresztą w poczucie winy.


Tak było od wieków: starsze pokolenie zawsze wiedziało lepiej. Może niejednokrotnie tak było, ale czy zawsze musi się to sprowadzać do pretensjonalnego tonu z nutą oburzenia? Czy one już zapomniały jakie to niemiłe uczucie, kiedy ktoś wtrąca się do tego, za co/kogo odpowiadasz? Niech sobie przypomną ci, co tak doradzają, czy pamiętają jakie to było denerwujące i przykre (w końcu to ciągła krytyka tego, co robisz)? Czy pamiętają, jak sami mieli tego dość?


No i najważniejsze: trzeba sobie kiedyś o tym przypomnieć. Kiedy i nas będzie kusiło "podpowiadać" innym mamom...


... i coś na pocieszenie:




[caption id="" align="aligncenter" width="442"] źródło[/caption]

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia