Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lato. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lato. Pokaż wszystkie posty

domowe mleko kokosowe

Udostępnij ten wpis:
dziś klasyczna zadymka.
pada, jakby miało padać jeszcze dwa tygodnie
i nas zasypać na amen.

biało, bielusieńko.
nawet specjalnie mrozu nie ma.
ale siedzę opatulona w pięć warstw ciepłych, powyciąganych swetrów
i słucha równego oddechu M.

cieplutka cisza.
kubek ciepłej zupy i czekanie.

no, z tym czekaniem to minimalnie przesadziłam:
nie zbywa mi czasu wolnego.
ale lubię się rozkoszować tymi pierwszymi minutami ciszy,
kiedy dziecko zaśnie.

dziś rano, jak to mówią, wydoiłam kokosowe wiórki.
chciałam jakieś naleśniki, a może racuchy.
a może po prostu delikatnie ten barszczyk zabielić czymś orientalnym.

dziś przepis na mleko kokosowe.
bez niego nie byłoby większości moich bezmlecznych przepisów.
Bu pokochała je.

samo mleko jest z pewnością rzadsze niż to, które kojarzycie z puszek.
no i nie jest tak skandalicznie tłuste, chociaż na pewno ma więcej niż tłuste krowie.
za to wapnia ma sporo i to się liczy.
a, no i cena (tyle, co wiórki). i skład, który znam.

mleko kokosowe

mleko kokosowe

s k ł a d n i k i:

- 200 g wiórków kokosowych (bez siarki)
- 1 litr i 200 ml przegotowanej (zimnej) lub źródlanej/mineralnej (niegazowanej) wody

w y k o n a n i e:

1. do garnka wsypujmy wiórki, które zalewamy wodą. mieszamy i odstawiamy do lodówki na całą noc.
2. rano stawiamy garnek na gazie i podgrzewamy, aż będą mocno ciepłe - tak, by zamoczony (czysty!) palec dobrze czuł ciepło.
3. zdejmujemy garnek z gazu. blendujemy najdokładniej jak możemy. ja po chwili miksowania przekładam większość wiórków i pół szklanki płynu do innego naczynia, w którym jeszcze długo miksuję. dzięki temu blender "skupia się" na miksowaniu wiórków a nie na miksowaniu wody, w której raz na jakiś czas natknie się na wiórki.
4. zmiksowane wiórki przekładam do garnka.
5. przecedzam tyle płynu, ile się ta przez gazę, następnie wiórki, które zostały zawijam w gazę i ręcznie odciskam tyle płynu, ile zdołam.
6. mleko kokosowe należy trzymać w lodówce w zamkniętym pojemniku (najlepiej butelce). u mnie mleko wytrzymuje 5-6 dni i nic mu nie ma.

mleko kokosowe domowe

mleko kokosowe przepis

Zapisz

Zapisz

o diecie alergika oraz o tym, jak zostałam Panią Detektyw

Udostępnij ten wpis:

kiedy dowiadujesz się, że twoje dziecko ma alergię pokarmową (i to nie tak, że tylko marchewka, więc wystarczy się jej nie tykać) i musisz odstawić na bok ogromną grupę produktów, wydaje ci się, że to taki mały koniec świata. w najlepszym wypadku będzie to burzliwa rewolucja.


i tak mała Buńka została alergikiem. musieliśmy z dnia na dzień odstawić mleko i przetwory mleczne. no i uważać na produkty ukrywające nabiał.

niestety o ile wyrok zapada jeszcze w niemowlęctwie i dziecko po prostu nie zna smaku "mleka od krowy", o tyle dla dziecka trzyletniego może to naprawdę trudne. zwłaszcza - jak Bu - uwielbia jogurty.

u nas na szczęście to tylko pół roku. no i aż. bo z jednej strony wiem, że kiedyś wrócimy do krowy, ale też pół roku to nie dwa tygodnie, żeby odstawić na bok i nie przejmować się brakiem wszystkiego, co dobrego w nabiale. tutaj już nie ma, że boli, ale trzeba skądś wziąć wapń i białko.

alergia

alergia na mleko - co to jest i czym to się je?


jest to po prostu uczulenie na składniki białkowe mleka krowiego (kazeinę, laktoalbuminę, laktoglobulinę). alergik musi całkowicie zrezygnować z mleka i jego przetworów. różnie sytuacja wygląda u dorosłych, a inaczej u dzieci. tak poważną alergię musi mieć na oku lekarz alergolog.

zwróćmy uwagę, że dieta, która wyklucza krowie mleko z powodu alergii, musi wykluczać z niego też mleko kozie, owcze i bawole. to wszystko ssaki, więc ich mleko jest praktycznie identyczne. chyba, że mamy informację potwierdzoną badaniami i diagnozą, że wolno nam pić mleko kozie czy owcze (oraz przetwory z nich).


jak wskazują niszowe artykuły oparte na badaniach (chociaż jednak niepopularne z powodu "mlecznego lobby"), to mleko krowie szkodzi. głównie kobietom. do jednego z artykułów napisanego dość przystępnie odsyłam [TUTAJ]. a najprostsza logika mówi: krowa pije mleko krowie, owca - owcze a koza - kozie. niemowlęta piją mleko matki. a później się je odstawia. i cześć pieśni. nie wchodzę głębiej w rozważania, bo już widzę tę dyskusję... mimo wszystko sądzę, że dieta - na którą i my z eR. jesteśmy trochę "skazani", by Buńce nie było przykro i byśmy mogli jeść wszyscy to samo - wyjdzie nam wszystkim na dobre i wiele z jej elementów zostawimy na stałe.

a, no i żeby było jasne: alergia na mleko nie ma nic wspólnego z nietolerancją laktozy, która jest cukrem mlecznym. i można ją wyizolować. w ten sposób na rynku pojawiły się produkty bez laktozy. tutaj jednak chodzi o białka mleka. a alergia na nie nie uznaje kompromisów: obróbka termiczna niczego tu nie da.

ok. czyli co zasadniczo odpada?
mleko, oczywiście. jogurty, kefiry, maślanki, śmietana, zsiadłe mleko, serki wszelkiej maści, sery żółte i twaróg, serki do smarowania, masło (chyba, że jest klarowane), mleko w proszku i wszystko, co chociaż w nazwie ma "mleczne" (od czekolady po ciastka)

zastąpić mleko


jak wiadomo mleko i jego przetwory dostarczają dziecku głównie białko i wapń. i na tym się skupiam. co prawda w jogurtach są też bakterie, które usprawniają florę przewodu pokarmowego. można spiąć poślady (a przede wszystkim portfel) i kupować jogurty roślinne z bakteriami (lub większe ekstremum: robić je samemu; kto próbował, ten wie, o czym mowa). ale od czasu do czasu nie zaszkodzi podać dziecku probiotyk czy jakąś śliwkę, by wszystko tam sprawnie funkcjonowało.

w jaki sposób możemy zastąpić te produkty? - białko nie jest tak trudno dostarczyć. można podać więcej drobiu, ale ja wolę wersję: więcej ryb. natomiast wapń to inne para kaloszy...

no to lecimy: białko

- drób (wszelkiego rodzaju, ale najwięcej ma go kurczak i indyk, sama wolę indyka, bo niełatwo do nafaszerować "szajfstwem" tak jak te bidule-kurczaki)

- jajka (nie sięgajmy, po tzw. trójki. już "jedynki" dostaniemy w Bierdrze i to dość tanio. ostatnio nawet "eco" - czyli "zerówki" tam były)

- ryby - głównie pstrągi, łosoś, sardynki i i tuńczyk (nie ma się co bać puszek, o ile serwujemy ich codziennie, a od czasu do czasu), wybierajmy też ryby dość tłuste, np. makrelę (jeśli kupujemy filety, to ze skórą, bo to pod nią jest najwięcej dobroczynnego tłuszczu!) i morskie, dzięki temu dostarczymy dziecku jod.

- orzechy i nasiona - nerkowce, włoskie, ziemne oraz pestki dyni czy słonecznik - super sprawa. można zrobić zdrowe batoniki. nie zapominajmy o migdałach, które dodatkowo mają w sobie kwasy jednonienasycone.

- rośliny strączkowe - fasola, soczewica, ciecierzyca, groch... pamiętajmy tylko o odpowiednich przyprawach, by dziecku nie dokuczały wzdęcia i gazy.

- kuskus - dzięki temu, że jest z pszenicy durum zawiera 2x więcej białka od naszej rodzimej pszenicy.

- wołowina - dużo białka, ale nie musimy nią dziecko szprycować, bo jest dość tłusta. jednak na pewno warto po nią też sięgać czasem.

- no i soja. złą sławę przyniósł jej fakt, iż jest często modyfikowana genetycznie. jeśli nie masz 100%-owej pewności co do tego, daruj ją sobie. jednak ta z ekologicznych upraw na pewno będzie dobra. ma naprawdę dużo białka a także nienasyconych kwasów tłuszczowych.

dalej: wapń

- mleko roślinne (kokosowe, ryżowe, migdałowe, sojowe, gryczane itd..) - nie przesadzajmy z ryżowym, bo zatwardza a gryczane ma jednak dość specyficzny smak, który nie niknie po przyrządzeniu całej potrawy. kokosowe - w kartonie, bo to z puszki jest... z puszki. żywność dla dzieci nie powinna być tak przechowywana, wiemy o tym. ale raz na jakiś czas jest ok. no i czytajmy skład. mleko naprawdę nie powinno mieć żadnych dziadostw w składzie, o substancji słodzącej nie wspominając już nawet. można je zrobić samemu. w kolejnym wpisie zapewne się pojawi przepis.

- warzywa: boćwina, jarmuż, brokuły, szpinak, natka pietruszki, kapusta (kiszona też), rzepa, marchew, buraki

- rośliny strączkowe

- bakalie: suszone figi, morele, migdały, orzechy laskowe (chociaż te potrafią uczulać mocno...), nasiona słonecznika, maku i sezamu

- płatki owsiane czy otręby pszenne

ponieważ wapń z wielu tych produktów nie wchłania się najlepiej na świecie, można spokojnie kupować produkty dodatkowo wzbogacane o ten składnik. zawsze coś.

szpiedzy, czyli ukryte źródła mleka

szpieg to ktoś, kto ma za zadanie odgrywać swoją rolę tak, by nikt go nie zauważył i nie domyślił się kim tak naprawdę jest. w przemyśle spożywczym mamy mnóstwo szpiegów. od serków do smarowania, przez wędliny po płatki śniadaniowe. jeśli nie chcesz dać się nabrać, zamień się w detektywa i zacznij czytać etykiety.

a jeśli jesteś mamą alergika musisz czytać etykiety nie tylko pod kątem dobrego składu ale też sprawdzać, czy nie ma tam mleka. możecie je w składzie spotkać pod nazwą: "mleko" (oraz bezpośrednio produkty mleczne), "serwatka w proszku (z mleka)", "mleko pełne/odtłuszczone w proszku". Co do sformułowań typu: "może zawierać śladowe ilości..." i leci litania alergenów, to raczej forma zabezpieczenia się producenta, które w jednym zakładzie robi kilka rzeczy.

cereal-1444495_1280

oto moja prywatna lista, która - mam nadzieję oszczędzi wam czasu. jeśli macie coś do dodania - będę wdzięczna za wszelkie wskazówki i oczywiście dołączę produkty podane od was do listy.

(aha, to nie tak, że ZAWSZE, ale z reguły lub trzeba spojrzeć na skład)

- gotowe wędliny (niezależnie od wszystkiego macie prawo poprosić panią, która podaje wędliny o skład)
- parówki (wiele z nich, chociaż ostatnio widuje się w niektórych białko sojowe. w Biedrze są naprawdę świetne z kurczaka o fantastycznym składzie i bez białka mleka)
- pasztety
- margaryny, które mają dodatek masła lub jogurtu. uczulam was, że nawet margaryny roślinne potrafią mieć w składzie mleko.
- smarowidła czekoladowe i czekoladopodbne
- czekolada mleczna i biała (czarna nie powinna mieć)
- budynie instant
- ciasto, do którego użyjemy mleka, śmietany bądź masła - klasyczne drożdżowe, kruche, francuskie
- ciastka sklepowe, w tym biszkopciki i herbatniki, słodkie bułeczki czy rogaliki, gofry, wafle
- często też słone przekąski, jak krakersy. paluszki mogą być (przynajmniej od Lajkonika)
- przetworzone płatki śniadaniowe (zwłaszcza te "mleczne"), jednak klasyczne kukurydziane corn flakesy nie mają mleka.

zauważyłam ciekawą tendencję zamiany białka mleka w niektórych produktach na białko sojowe. nie, żeby było lepsze dla naszego zdrowia, ale na upartego alergik (mleczny) może taki produkt zjeść.

no i szykujcie się na falę przepisów bezmlecznych, w tym na słodkości. bo z racji zbliżających się Świąt trzeba będzie stworzyć coś, czym będzie się mogła poczęstować Buńka. jak szczęście (czytaj: Mania) dopisze, jeszcze dziś przepis na obłędne muffinki cytrynowe - tak cytrynowe, że bardziej chyba już się nie da :-)

Zapisz

sushi - adaptacja, czyli California Roll

Udostępnij ten wpis:

artykuł sponsorowany


 

sushi.
zawsze myślałam, że to zawsze wariacja na temat,
a ścisłe zasady obowiązują tylko przygotowania:


jakie akcesoria? jak ugotować poprawnie ryż? jak zwijać? jak kroić? w czym maczać? jak jeść?
i odwrotnie: czego nie można użyć do zrobienia sushi? jak na pewno nie gotować? czego nie wypada robić podczas jedzenia? z czym sushi nie powinno się łączyć?


tyle pytań, a takie małe krążki.


 

im więcej czytałam, tym mniej wiedziałam. i nagle okazało się, że sushi, które kiedyś wraz siostrą zrobiłyśmy w domu - i które nota bene bardzo nam smakowały - łamały większość tak zwanych zasad.


no to obraziłam się na sushi i w mojej kuchni, w której uwielbiam eksperymentować, zabrakło jednego z kultowych dań świata.

postanowiłam się z sushi przeprosić. niestety mój eR. krzywi się na samą myśl o surowej rybie zawiniętej w wodorosty, które smakują mu tak jak wodorosty wyjęte prosto z wody.

nic, tylko wyszukać przepis, który nada się właśnie dla takich, jak mój eR.: sushi, które trochę wygląda jak sushi, ale smaki ma znajome. czy zbezcześciłam święte japoński przysmak? na szczęście nie ja pierwsza. zrobił to Ichiro Mashita w Los Angeles (lata 60., 70.) w jednym z pierwszych sushi barów w Kalifornii. a w zasadzie w pewien sposób został do tego zmuszony brakiem składników i specyficznym gustem smakowym Amerykanów. udało mu się zaadaptować sushi. może i mnie uda się nimi zachwycić mojego eR.

smakowo nie jest wymagające, przełamuje lody w kwestii sushi, jak sądzę.
(przepis za Jamie z Love Bakes Good Cakes)

sushi-933065_1280

California Roll

s k ł a d n i k i (na 1 rolkę)


- 3/4 szklanki ryżu do sushi
- 1 płatek nori
- zielony ogórek (kilka słupków)
- paluszki surimi, czyli udawany krab w paluszkach
- dojrzałe awokado  (kilka plasterków)
- wasabi

- marynowany imbir i/lub sos sojowy


w y k o n a n i e:

1. z ryżem postępuj, jak sugeruje opakowanie. kupuj ryż dedykowany sushi. to nie jest zwykły ryż, żeby było jasne.
2. ponieważ California Roll to uramaki (tzw. ISO, czyli "inside-out"), nie skręcamy ich tak, by nori (wodorosty) były na zewnątrz, a w środku, ledwo widoczne. tu na pierwszy rzut oka widać ryż.
3. ogórek obierz, pozbądź się nasion i pokrój w słupki. awokadu obierz i pokrój w cienkie plasterki. z surimi nie robisz nic.
4. kiedy ryż jest ugotowany i przestudzony, zaczynamy zwijać maki:
- rozkładasz matę bambusową, którą owijasz folią spożywczą (nie aluminiową!)
- na to kładziesz płatek nori błyszczącą stroną do maty. na tej matowej kładziemy ryż.
- odwracamy płat z ryżem tak, by ryż był bezpośrednio na macie. około 3 cm od dołu smarujemy delikatnie nie za szeroki pasek wasabi (w poziomie) i układamy na nim słupki ogórka i paluszki surimi a na to plasterki awokado.
- powoli zwijamy całość (od dołu) w rulonik dość ciasno, chociaż delikatnie. pomagać ma nam przy tym mata bambusowa. zwijamy całość tak, by ostatecznie rulonik był owinięty folią, po czy lekko go dociskamy.
- kroimy na równe "plastry" o szerokości - powiedziałabym - przynajmniej 2 cm, ale jak lubimy grubsze, to czemu nie. kroimy  nie zdejmując folii, robimy to na końcu. podajemy z sosem sojowym i/lub marynowanym imbirem.

podpis

sushi-933289_1280

nam smakowało

sponsorem artykułu i motywacją, bym w końcu przeprosiła się z sushi był nowo otwarty w Poznaniu sushi bar. więcej dowiecie się na www.sushi-tokyo.pl

PS. zdjęcia nie są mojego autorstwa, źródło: Pixabay.com

Zapisz

orientalna zupa z cukinii

Udostępnij ten wpis:
szaro i buro.
bardzo listopadowo. z deszczem w tle.
ciszą w ciepłym domu i równym oddechem śpiącego maluszka.

mama może odpocząć.
mama olewa fakt, że są na świecie inne mamy, które rzucają się w wir prac domowych, kiedy dziecko zaśnie.
gotują obiad, ścierają kurze, pucują podłogi i szorują prysznic.
a kiedy dziecko się budzi z uśmiechem gnają na plac zabaw/ spacer/ zakupy w ramach spaceru.
i mają niespożyte siły do samego wieczora, kiedy to rozkładają deskę do prasowania i idą spać dobrze po północy, a wstają bladym świtem.

mama chce trochę uciułać dla siebie z tego czasu, który w ciągu dnia ma głównie dla dziecka. dzieci.
i nie ma wyrzutów sumienia.

bo gdyby je miała, to by zwariowała. i nie potrafiła się cieszyć, że ma dzieci, wciąż podświadomie obwiniając je, że ukradły jej młodość/ karierę/ pracę/ bujne życie towarzyskie i tym podobne.

kiedy mała M. się obudzi na spokojnie zrobię tę zupę po raz drugi. była taka pyszna, że nie sposób nie zrobić "powtórki z rozrywki".
a ona taka prosta, szybka i taka optymistycznie zielona!

 

 

zupa krem z cukinii


zielona zupa krem z cukinii. w orientalnym stylu.


s k ł a d n i k i:

- 1 kg pokrojonej na niewielkie kawałki dojrzałej cukinii (bez gniazd nasiennych, ale ze skórką)
- 2-3 średnie cebule pokrojone w piórka
- 4 duże ząbki czosnku
- 1 puszka mleczka kokosowego
- 1 płaska łyżka przyprawy garam masala
- 1 łyżeczka mielonej kurkumy
- 1/2 łyżeczki oregano

- 1/4 łyżeczki mielonego imbiru
- 1 kostka rosołowa ekologiczna/bio lub domowej roboty (opcjonalnie)
- sos sojowy/sól i pieprz (do smaku) (ja dodałam jeszcze szczyptę cukru)
- 2-3 łyżki oleju rzepakowego

w y k o n a n i e:

1. cebulę umieścić w dużym garnku i zeszklić na oleju.
2. dodać cukinię i 1/4 szklanki wody. dusić pod przykryciem, od czasu do czasu mieszając, aż warzywa zmiękną. to może trwać nawet pół godziny - w zależności od wielkości kawałków cukinii.
3. kiedy cukinia zmięknie nieco, dodać zmiażdżone ząbki czosnku. dalej dusić.
4. dodać puszkę mleczka kokosowego. zminimalizować ogień i dodać przyprawy i kostkę. dla każdego ilość przypraw może się różnić, więc zawsze należy próbować dań w trakcie ich gotowania.
5. kiedy zupa przestygnie, zmiksować na gładki krem.
6. podawać z keksem śmietany lub grzankami.

 

orientalna zupa z cukinii


podpis


 

 

 

 

Komentarze, które są tylko i wyłącznie reklamami, będą automatycznie kasowane.

Zapisz

Zapisz

obłędnie czekoladowe ciastka z malinami

Udostępnij ten wpis:
godzina 5:30
M. wierci się i zaczyna budzić. po omacku wyszukuję smoczek.
nie działa.chyba trzeba zwlec się do kuchni i zrobić jej mleko.
łapczywie zjada i zachęcona moim lulaniem, zasypia.godzina 5:59
dylemat o świcie: zmobilizować się i popracować na komputerze, czy wskoczyć do łóżka, szczelnie okryć kołdrą i złapać jeszcze godzinę snu.
postanowiłam zrobić sobie śniadanie i wraz z sokiem pomarańczowym ogrzanym nieco ciepłą wodą wskoczyć do łóżka. no i z laptopem.

coś tam zrobiłam. przez te szalone pół godziny, nim M. obudziła się i na dobre zaczęła ćwierkać.

dziś szaleńczo czekoladowe ciastka z malinami pełne miłości.
bo czymże jest połączenie mnóstwa czekolady z malinami w jednym ciastku, jak nie miłością. i to gorącą.

jeszcze jakieś wątpliwości?
- robi się je bez użycia sprzętów kuchenny,
- w jednej misce z użyciem trzepaczki/rózgi/widelca
- przygotowanie trwa najwyżej 10 minut (bez pieczenia)
- największy wysiłek: posiekanie czekolady
- najtrudniejszy moment: czekanie aż ostygną. tak, to jest bardzo ważne (dlaczego - przeczytasz poniżej)



(przepis za Moje Wypieki)



ciastka jak browniesz z malinami bez mąki


s k ł a d n i k i:

  •     3 białka

  •     pół szklanki kakao

  •     1 szklanka cukru pudru

  •     szczypta soli

  •     100 g posiekanej gorzkiej czekolady

  •     100 g posiekanej mlecznej czekolady

  •     niecała szklanka malin


w y k o n a n i e:


1. Do (nieubitych!) białek dodać kakao, cukier puder, sól. Wymieszać.

2. Dodać posiekaną czekoladę - kawałeczki powinny mieć mnie więcej wielkość niedużych rodzynek. Wymieszać.

3. Ciastka kłaść na 2 blachy wyłożone papierem do pieczenia (to jest ważne!). Średnica - ok 3 cm, ponieważ rozleją się w trakcie pieczenia: czekolada zacznie się topić i w ogóle. W związku z tym należy pamiętać o odległości między nimi, by się nie posklejały.

4. Maliny rozrywać na mniejsze cząstki (ale nie bardzo małe) i układać na ciastkach delikatnie je wciskając. Nie chodzi jednak o to, by je całkowicie zanurzyć.

5. Piec około 15 minut (ale po 10 minutach zaglądać, jak się mają, by ich nie spalić, a piekarniki są różne) w 180*C.

6. Odczekać, aż ostygną całkowicie. Dopiero wówczas będzie można je odkleić od papieru. Próby ich zdjęcia wcześniej spowodują, że porozrywają się. Będzie wrażenie, że są surowe. Po prostu czekolada musi się zestalić.


Przechowywać do 3 dni z owocami (mnie zostało kilka w czwartym dniu i wciąż były w porządku). Do tygodnia spokojnie, a może ciut dłużej pociągną ciastka bez owoców.


A maliny można zamienić na inne miękkie owoce: poziomki, truskawki (ćwiartki), borówki amerykańskie czy leśne jagody. Porzeczka też da radę.





Przepraszam, że zdjęcia nie są powalające. Brak dobrego oświetlenia wieczorem: zrobiłam szybką sesję tuż po zrobieniu (i ostudzeniu) ciastek na wszelki wypadek, słusznie przewidując, że na następny dzień może ich nie zostać za dużo.




ciastka jak browniesz z malinami bez mąki





Przepis ten pojawi się niebawem także na stronie babecznik.pl i od tej pory także tam będzie mogli/mogły spotkać się z moimi przepisami opatrzonymi moimi zdjęciami.






Zapisz

Zapisz

ciasto ze śliwkami. na smutki i smuteczki.

Udostępnij ten wpis:
czasami każdy potrzebuje kawałka ciasta, które pocieszy
kostki czekolady, która przegoni smuteczki
babeczki, która weźmie na koniec świata i oderwie od problemów

oczywiście, że słodycze na pocieszenie, to raczej marna nauka
i więcej z tego kłopotu będzie, niż pożytku.

z tym zgoda.
ale czasem po prostu wszystko idzie nie tak.
jest zbyt pod górkę, żeby się na nią wtaskać.

wtedy nawet eR. zje kawałek tortu,
ja zjem babeczkę z pysznym kremem.
a H. zje sobie ciasteczko.
bo ona lubi ciasteczka.
nawet jak nie ma gorszego dnia.

za to to ciacho idealnie leczy smutki.
leczy, a nie pociesza.
jaka jest różnica?
leczy:  smutki już nie wracają, albo jakimś magicznym sposobem pojawia się rozwiązanie.
/uwaga: może przyjść podczas jego robienia!/, nie jest bombą kaloryczną. tylko taką małą bombeczką.
kiedy ciasto pociesza: na chwilę robi się nam fajnie na żołądku, ale zaraz wracają smuty i to jeszcze większe, bo przecież to było TYLE kalorii...

 ciasto ze śliwkami


ciasto, które leczy smutki.
ze śliwkami.

/inspiracja: stąd/

ciasto jest wilgotne, ale lekkie. nie za słodkie. rewelacyjnie zachowuje świeżość na drugi dzień. świetnie znosi ciężkie owoce, więc na przyszłość dam ich więcej. no i już wiem, że idealnie spisze się w postaci babeczek

s k ł a d n i k i:

- 12 śliwek (dałabym z 15)
- 100 g cukru pudru
- 4 duże jaja
- 240ml oliwy (lub dobrego oleju bezwonnego i bez smaku
- 1/4 płaskiej łyżeczki mielonego cynamonu
- 3 łyżki jogurtu naturalnego
- 300 g mąki tortowej
- 1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
- szczypta (spora) soli

w y k o n a n i e:

1. świeże śliwki pokroić na ćwiartki, usunąć pestki.
2. jajka ubić z cukrem (mikserem), ale całość zacznie gęstnieć. wówczas dodać oliwę lub olej cienkim strumieniem, wciąż mieszając, aż masa będzie kremowa, dodać jogurt i cynamon.
3. do ciasta ostrożnie (najlepiej partiami) dodawać przesianą mąkę uprzednio dobrze zmieszaną z proszkiem do pieczenia i solą. wymieszać dokładnie łyżką lub trzepaczką (ale nie za długo).
4. ciasto ostrożnie przelać do formy (20x40) wyłożonej papierem do pieczenia.
5. piec w rozgrzanym wcześniej piekarniku (190*C) przez 35-40 min.
6. podawać wystudzone.

 

Wszyscy wiemy, że na wieczorne smutki najlepsze jest ciacho i wino. A do tego przepisu - z racji kwaskowych śliwek i nie za słodkiego ciasta - idealnie będzie pasować słodkie deserowe wino Monte Santi.

ciasto na smutki

ciasto ze śliwkami podpis

Zapisz

Zapisz

Zapisz

nadziewane buchty cytrusowe

Udostępnij ten wpis:
kolejny dzień minął,
kolejny wstał.
i znów wstaję z mocnym postanowieniem:
"ten dzień będzie inny, lepszy! będę z niego zadowolona".

i zapewne po raz kolejny wieczorem usiądę i pomyślę:
"dobra, to od jutra".


- od jutra zacznę ćwiczyć.
- od jutra zero słodyczy i mniej kalorii
- od jutra 20 minut spaceru wieczorem
- od jutra muszę znaleźć czas na naukę języka
- od jutra piję 2 litry wody
- od jutra znów znajduję czas dla książki (więcej niż 10 minut)

i tak dalej...


... no i może od jutra nie będę na razie nic piec?
ale to wszystko od jutra. no.
a tymczasem mała, słodka bułeczka.

cytrusowe buchty


NADZIEWANE BUCHTY CYTRUSOWE (10 sztuk)



s k ł a d n i k i:

- 250 g mąki
- 15 g świeżych drożdży
- 0,5 szklanki letniego mleka
- 35 g cukru
- 1/4 łyżeczki soli
- 1 małe jajko (lub pół: w miseczce rozkłócić jajko i wlać połowę)
- 1 żółtko
- 40 g miękkiego masła (+ łyżeczka masła do syropu)

+
- dżem cytrusowy (10 łyżeczek) lub do wykonania własnego dżemu 4 pomarańcze (mogą być inne cytrusy) i cukier/miód
- skórka z 1 pomarańczy (0,5 łyżki)


w y k o n a n i e:

1. mąkę przesiać. na środku zrobić nieduży dołek, gdzie należy umieścić pozostałe składniki: drożdże, mleko, cukier, sól, jajko, żółtka, masło oraz skórkę otartą z pomarańczy. powoli od zewnątrz "zasypywać" go mąką, aż składniki się połączą.
2. wyrabiać przynajmniej 5-6 minut. ciasto oprószyć mąką. odstawić na 15-30 min.
3. uformować 10 kul. każdą spłaszczać a następnie nadziewać dżemem cytrusowym*.
4. bułeczki ułożyć (tak, by się ze sobą stykały, ale nie za ciasno) na wyłożonej papierem do pieczenia formie (tortownica - 25 cm).
5. odłożyć na 15 minut.
6. posmarować obficie syropem**.
7. piec w 175*C przez ok. 30 min.


*dżem cytrusowy:

1. pomarańcze (lub inne owoce cytrusowe) obieramy tak, by pozbyć także białej błonki (np. poprzez odkrawanie skórki ostrym nożem: z góry, wzdłuż linii owocu.
2. wykrawać cząstki owoców (bez białej skórki) tak, by nacinać je z góry pod skosem (pozostanie nam coś w rodzaju "kwiatka" ze środkiem cytrusa, resztkami owocu i białą błonką, nie wyrzucajmy tego!)
3. cząstki pokrojone na mniejsze kawałki podsmażyć na patelni, dodać łyżeczkę cukru lub miodu (wg uznania) i dusić aż zrobi się lepki sos i całość zacznie gęstnieć.
4. ostudzić przed nadziewaniem.

** syrop cytrusowy:

1. z pozostałych "kwiatków" (środkach cytrusów) wycisnąć sok.
2. dodać miód, wg uznania.
3. postawić w rondelku na gazie i na wolnym ogniu gotować, aż zacznie gęstnieć (uważać, by go nie przypalić!).
4. dodać masło, kiedy się rozpuści, chwilę pogotować.
5. ostudzić przed posmarowaniem bucht.


przytulone bułeczki nadziewane


słodkie owocowe bułeczki


buchty z owocami cytrusowymi

chrupiący deser jogurtowy z owocami na upały

Udostępnij ten wpis:

średnio co dwa-trzy dni dopada nas na naszej wsi upał.
nieziemski.


całe 30 stopni.
z hakiem.

niby to nie koniec świata, a jednak wszyscy źle znosimy temperatury powyżej 25*C
i nic się na to nie poradzi, że czy zima czy lato - najlepsze jest 19-20*C.

tymczasem zakończył się bardzo trudny okres dwóch tygodni wolnego w przedszkolu u Jagódki.
bałam się, że osiwieje mi reszta włosów, która mi została po tym jak mi wypadały po porodzie.
z niedowierzaniem patrzę w kalendarz i widzę 8 sierpnia. Bu wraca do przedszkola. nie było łatwo.

udało mi się jednak w weekend stworzyć deser, którym zajadały się dzieci jak i dorośli.
zarówno ci, którzy słodkie lubią, jaki i ci, którzy za tym słodkim specjalnie nie gonią.

"udało się, udało się!
oh, yes I did it!

- to sukces!",
jak żpiewa Dora, a z nią Bu.

deser jogurtowy z brzoskwiniami1

CHRUPIĄCY DESER JOGURTOWY Z OWOCAMI

(bez pieczenia, błyskawiczny)

s k ł a d n i k i (3 porcje):

- (ok 12 sztuk) pół opakowania ciasteczek zbożowych, o smaku orzechowym
- (ok 8 sztuk) ciastek typu "pieguski" (lub zwykłych maślanych wymieszanych z łyżeczką posiekanej gorzkiej czekolady, chociaż może to być tak naprawdę dowolna czekolada)
- opakowanie jogurtu greckiego (250 g)
- 1 duża słodka brzoskwinia
- 3 łyżki dżemu brzoskwiniowego (nisko słodzonego, najlepiej własnej produkcji)

w y k o n a n i e:

1. ciastka zbożowe umieścić w malakserze i zmiksować b. krótko lub włożyć do woreczka i "zbić" tłuczkiem lub wałkiem, by je rozkruszyć.
2. na dno dekoracyjnych, niedużych szklankach wsypać po 2 płaskie łyżki skruszonych ciastek.
3. na ciastka ułożyć warstwę jogurtu (1,5 cm)
4. brzoskwinię pokroić na małe kawałeczki. zrobić 3 kupki - po równo na każdą szklaneczkę. ułożyć w nich brzoskwinie i łyżkę dżemu, która należy rozprowadzić po równo na świeżych brzoskwiniach.
5. do innego woreczka (lub malaksera) wsypać ciastka "pieguski" lub maślane i utłuc (lub zmiksować krótko). "pieguski" od razu umieszczamy w szklaneczkach na warstwie brzoskwiń. Do maślanych dodajemy kawałeczki posiekanej gorzkiej czekolady (objętość ok. 1 płaskiej łyżeczki) i dopiero wymieszane dodajemy do deseru.
6. podajemy mocno schłodzone z deserowym winem.

Tutaj bardzo dobrze sprawdzi się Monte Santi, bo jest naprawdę przyjemnie słodkie, bez goryczki, co złagodzi kwaskowatość deseru.

deser jogurtowy z brzoskwiniami


deser jogurtowy z brzoskwiniami2


podpis


Zapisz

potrójnie czekoladowe muffinki z nutellą na deszczowe dni

Udostępnij ten wpis:
znacie ten ból?
upał - siedzisz w domu.
deszcz - siedzisz w domu.

i tak źle, i tak niedobrze.

po wczorajszych upałach przyszły burze i deszcz.
i dziś znów pogoda barowa.
oczy się kleją.
kawa nie pomaga.

w kiedy czteromiesięczna Maniusia śpi (i baaardzo jej tego zazdroszczę),
a prawie trzyletnia Bunia nie wie, co ze sobą zrobić, bo do południa zdążyła wyczerpać zapas wszystkich najlepszych zabaw - porywam ją do kuchni i podaję jej fartuszek.

- Taaak! - zakrzykuje. - Będziemy robić ciasteczka!
- Nie, tym razem muffinki.
- Muffinki? - słyszę rozczarowanie.
- Ale czekoladkowe! - rozbudzam w sobie entuzjazm, by zarazić moją starszą.
- Pysznościowe? - otwiera oczy.
- Tak! - uśmiecham się i zaczynam wyciągać potrzebne składniki.

POTRÓJNIE CZEKOLADOWE MUFFINKI Z CZEKOLADOWYM KREMEM (12 sztuk)

/inspiracja tu i tu/

muffinki czekoladowe


s k ł a d n i k i:

- 250 g mąki pszennej
- 25 g kakao
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- pół łyżeczki sody oczyszczonej
- 100 g gorzkiej posiekanej czekolady
- 100 g mlecznej posiekanej czekolady
- 2 duże jajka
- 300 ml kwaśnej śmietany 18%
- 90 g drobnego cukru
- 85 g roztopionego masła
- pół szklanki kremu orzechowo-czekoladowego (typu nutella)

krem:

- 250 ml śmietany kremówki 36%
- 200 g posiekanej czekolady (najlepiej gorzkiej)
- perełki do ozdoby

w y k o n a n i e:

1. składniki "suche" (mąka, kakao, proszek do pieczenia, soda, cukier) wymieszać osobno. w innej misce mieszać składniki "mokre" (jajka, kwaśna śmietana, masło). wszystko szybko połączyć i mieszać do uzyskania jednolitej masy, chociaż grudki mogą pozostać. ważne, by nie mieszać składników zbyt długo.
2. posiekaną czekoladę wmieszać w ciato.
3. do formy na muffinki wypełnionej papilotkami nakładać po płaskiej łyżce masy i na środku po łyżeczce kremu czekoladowo-orzechowego (np. nutella) a następnie przykryć łyżką masy. wszystko powinno zająć 3/4 wysokości foremki.
4. piec w temperaturze 200*C przez około 25 min. (suchy patyczek).

krem:

1. śmietankę podgrzać na gazie praktycznie do wrzenia.
2. zdjąć i dodać czekoladę. czekać około 2 min i wymieszać.
3. wystudzić. włożyć do lodówki na noc.
4. ubić jak zwykłą kremówkę (można ją lekko posłodzić, jeśli jest dla Was zbyt wytrawna w smaku)
5. ozdobić muffinki kremem i perełkami cukierniczymi.

muffinki mocno czekoladowe


muffinki potrójnie czekoladowe


podpis


Zapisz

obłędne cynamonowe ciasteczka (jak) francuskie

Udostępnij ten wpis:

pogoda nie rozpieszcza mi kwiatów.
biedne ciągną jak mogą, ale kto wie ile jeszcze uciągną.
skwar od rana, potem porywisty wiatr a na końcu gwałtowna burza i ściana deszczu siekąca po szybach.
i tak codziennie.


też miałabym dość i zwiędłabym.

niestety po burzy nie przychodzi takie ochłodzenie jakiego by człowiek oczekiwał.
wszystko paruje, więc źle się oddycha. prawie jak w wodzie.

daleko, daleko mi do piekarnika i indukcji.

ale kiedy już całkiem zrobi się chłodno, Bunia i Mania śpią (w końcu!) sięgamy po lekkie wino i włączamy film, przy którym najczęściej zasypiamy, budząc się intuicyjnie na napisach końcowych.

ostatnio częściej gości u nas wino deserowe, więc jak tu nie schrupać czegoś słodkiego.
ale nie nazbyt słodkiego.
kruchutkiego i lekkiego.
cynamonowego, by zagrałoby z winem.

wyciągnęliśmy Monte Santi. słodkie bez cienia goryczki, która w winie się zazwyczaj pojawia. dlatego ciasteczka idealnie pasujące powinny być mało słodkie, lekko gorzkawe od dużej ilości cynamonu i to fantastycznie się uzupełnia.

w szczególności do wieczornego kina.

CYNAMONOWE MAŚLANE CIASTECZKA - (jak) FRANCUSKIE

/fantastycznie proste i szybkie. i to podobieństwo do ciasta fransuskiego...!/

kruche ciasteczka jak francuskie


s k ł a d n i k i:

- 125 g mąki (jasnej)
- 125 g zimnego masła startego na tarce lub pokrojonego w kostkę
- 2 łyżki jogurtu naturalnego
- 1 płaska łyżka brązowego cukru
- szczypta soli

dodatkowo:
- 2 łyżki brązowego cukru i 1/3 łyżeczki cynamonu

w k o n a n i e:

1. do przesianej mąki dodać zimne masło, jogurt, cukier i sól.
2. rozrobić niczym kruszonkę, by składniki dobrze się połączyły.
3. zagnieść szybko i uformować spłaszczoną kulę. owinąć w folię spożywczą i włożyć do lodówki na godzinę.
4. dodatkowy cukier wymieszać z cynamonem na talerzyku.
5. ciasto rozwałkować na grubość 3 mm. wykrawać kształty (u mnie kółka. można paseczki czy po prostu użyć foremek)
6. ciastka obtaczać w cukrze z cynamonem i kłaść na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
7. piec ok 10 min (może być mniej), na złoty kolor w 180*C (z termoobiegiem). podawać przestudzone.

kruche ciasteczka jak francuskie1

kruche ciasteczka jak francuskie2
podpis


Zapisz

zupa krem z cukinii - najlepsza, najtańsza i najprostsza

Udostępnij ten wpis:
boli mnie głowa.
zupełnie jak wczoraj i przedwczoraj.
zaczęłam nawet obwiniać o to pogodę: nie pamiętam bardziej depresyjnej

mamy prawie trzynastą a ja już ciupię druga kawę.

Maniula śpi snem sprawiedliwego, z niewinną miną aniołka,
który już zdążył zapomnieć, że coś mu dokuczało przed południem.
niestety na razie jesteśmy na etapie zgadywania, cóż to mogło być.
ewentualnie przyjmuję postawę: "dziś chyba tego nie odgadnę" i czekam, aż problem sam się rozwiąże.

i z reguły się rozwiązuje.

wczoraj powstała fantastyczna zupa krem z cukinii.
idealna na taką posępną, (literalnie) szarą pogodę.

z gatunku tych "czterej naj":

 - NAJlepsza
 - NAJprostsza
 - NAJtańsza
 - NAJszybsza

nawet dla tych (a może głównie dla tych), którzy nie czuję się zbyt pewnie w kuchni.
dla zabieganych, dla oszczędnych i dla tych, którzy jednak wolą swojski niż kupne.

zupa krem z cukinii1

ZUPA KREM Z CUKINII

s k ł a d n i k i:

- 1 kg cukinii (3-4 średnie cukinie)
- 1 średnia cebula
- 4-5 ząbków czosnku marynowanego (lub 1-2 ząbki świeżego)
- 1 kostka rosołowa BIO (lub 2 własnej produkcji: mocno odparowany wywar zamrożony w woreczkach do lodu)
- olej do podsmażenia
- 2-3 łyżeczki oleju z pestek dyni
- 1 łyżeczka przyprawy curry
- sól, pieprz
- 1/4 szklanki wody

w y k o n a n i e:

1. cukinię dokładnie umyć, odciąż obie końcówki, wydrążyć pestki, pokroić w większą kostkę.
2. cebulę obrać i posiekać. Zeszklić na oleju, dodając nieco soli.
3. cukinię podsmażyć (także posolić). dodać czosnek, kostkę i wodę. dusić pod przykryciem do miękkości.
4. po przestudzeniu zblendować. rozcieńczyć zupę wodą do uzyskania porządanej gęstości.
5. doprawić pieprzem i curry oraz olejem z pestek dyni (można dosolić, jeśli dodana wcześniej sól to dla Was za mało).
6. podawać z keksem gęstego jogurtu/śmietany lub grzankami.

zupa krem z cukinii2

zupa krem z cukinii3

podpis

raffaello pops

Udostępnij ten wpis:
leżę i przyglądam się swoim stopom.
patrzę przez okno: cały widok zasłania mi drzewo rosnące tuż obok domu.
leżę i czuję - jakże namacalnie! - jak opuszcza mnie energia. ta, z tych dobrych.
a ta od złych czai się.
tylko patrzeć, jak zamienię się w zrzędliwy kłębek tej tak zwanej negatywnej energii.

wszystko wokół zaczyna mnie nużyć.
mobilizuję wszystkie swoje moce i niemoce, kiedy ktoś przychodzi.
"uśmiechaj się", powtarzam w myślach.
powietrze śmierdzi sztucznością moich uśmiechów.
kiedy jestem już sama z obrzydzeniem do siebie padam bez ducha.
apap nie działa od dawna.

ale dziś mam przebłysk
ot tak, bez powodu.

patrzę na zdjęcia potraw, które robiłam i znajduję ten przepis.
jakże nieadekwatny do mnie dziś.
a jednak patrząc na nie, pomyślałam, że może bym dziś coś takiego zjadła.
bardzo prosty przepis.
zachęcam do wypróbowania.

raffaello pops
Raffaello Pops

s k ł a d n i k i:

- garść płatków migdałowych
- opakowanie (250 g) serka śmietankowego
- łyżeczka cukru wanilinowego
- pół tabliczki białej czekolady
- wiórki kokosowe (do obtaczanie)
- patyczki szaszłykowe

w y k o n a n i e:

1. w malakserze miksujemy płatki migdałowe na drobny pyłek (zamiast tego można płatki umieścić w woreczku śniadaniowym i utłuc wałkiem do ciasta).
2. serek rozrobić łyżką bądź widelcem, by był "smarowny", a następnie dodać cukier oraz zmielone płatki migdałowe.
3. białą czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej (tabliczkę wkładamy do miski, którą umieszczamy na rondelku z gotującą się wodą. tafla jej nie może stykać się z miską). kiedy lekko przestygnie, dodajemy stopniowo do masy serowej, mieszając przy tym energicznie.
4. gotową masę wkładamy na godzinę do lodówki, by czekolada lekko stężała.
5. po tym czasie wyjmujemy masę z lodówki i formujemy rękami niewielkie kuleczki wielkości pomidorków koktajlowych i obtaczamy w wiórkach kokosowych.
6. kuleczki nabijamy na patyczki - w ten sposób łatwiej je serwować, ale ta farma jest opcjonalna.

raffaello pops

raffaello pops

raffaello pops

raffaello popspodpis

pomidorowa jakiej nie znacie

Udostępnij ten wpis:
bez pomidorów świat byłby smutny.
wołałby rozpaczliwie o wynalezienie czegoś, co będzie pomidorem.

czy polska kuchnia jest pomidorowa?
na swój polski sposób.

najprostsza sałatka z pomidorów i cebulki
nieodłączny element kanapek (kanapka dzieciństwa: chleb z masłem i pomidorem).
fasolka po bretońsku (a taka polska jest, przecież!),
w postaci koncentratu pomidory lądują nierzadko w bigosie.
zawłaszczyliśmy sobie węgierskie leczo i spolszczamy je dodatkiem obsmażanej kiełbasy.
ale wszystko przebija polska "pomidorówka".
w chudym czasie przygotowana z kostki rosołowej i koncentratu i tak był ulubioną zupą dzieci.
i nadal jest.

co potwierdza moje małe Jagodzionko.

najlepsza ze świeżych pomidorów, z kawałkiem gotowanego mięsa, z makaronem i warzywami.
w chorobie - zaraz po rosole - u rekonwalescenta pojawia się właśnie zupa pomidorowa z ryżem. tak delikatna, że człowiek unosi się w powietrzu po jej zjedzeniu.

obecnie jednak, kiedy w Polsce tak popularna stała się kuchnia włoska, pomidory wręcz opanowały nasze stoły.
te domowe, oczywiście.
studenckie potrafią nadal straszyć obecnością zupa instant, czy w najlepszym - chociaż droższym - razem daniami na wynos.
kuchnia włoska pokazała nam pomidorowe sosy czy różne sałatki z udziałem pomidorów (np. caprese).

teraz również zaczynamy eksperymentować z zupami. nawet tymi klasykami, jak pomidorowa.
uwielbiam pomidorową mojej mamy. bardzo prosta z kluskami lanymi lub kładzionymi na skrzydełkach.
tym razem chciałam spróbować czegoś innego.

tutaj - jak zwykle - zainspirowana wyglądem i składnikami, postanowiłam zrobić
zupę pomidorową krem z bazylią na mleczku kokosowym.
cudowna. nieskomplikowana i całkiem szybka w przygotowaniu.
jeśli obawiacie się mdłego smaku mleczka, zapewniam, że jego nuta jest naprawdę bardzo delikatnie wyczuwalna. dzięki imbirowi lekko kwaskowa, charakterna lecz nie ostra. bazylia świetnie zupę aromatyzuje i... nie czarujmy się: tutaj naprawdę trzeba ją przetrzeć przez sito, ale trwa to bardzo krótko.

zupa pomidorowa z mleczkiem kokosowym


s k ł a d n i k i:

1 łyżka masła
1 łyżeczka oliwy z oliwek lub oleju roślinnego
1 liść laurowy
1 średnia marchewka, pokrojonej w dość grube plasterki
1 nieduża cebula, pokrojona w kosteczkę
1 mały ząbek czosnku, pokrojony na plasterki
2 cm kawałek imbiru, pokrojony w plasterki
1 łyżka mąki pszennej
5 średnich pomidorów, pokrojone na kawałki (można zastąpić tymi z puszki)
duża garść listków bazylii
250 ml mleczka kokosowego
szczypta cukru, sól i świeżo zmielony czarny pieprz

w y k o n a n i e:

1. w garnku rozpuścić masło z oliwą i dodać liść laurowy.
2. kiedy zacznie wydobywać się jego zapach, dodać marchewkę i smażyć ok. 2 min. dodać szczyptę cukru i sól. dusić przez 5 min.
3. do garna wrzucić cebulę, czosnek i imbir. dalej dusić przez kolejne 5 min. po tym czasie dodać mąkę i wymieszać. podgrzewać około minuty ale nie rumienić jej.
4. dodać pomidory pokrojone na kawałki, wymieszać i gotować pod przykryciem pół godziny, od czasu do czasu mieszając. doprawić solą i pieprzem.
5. po tym czasie wyjąć liść laurowy i dodać lekko posiekane liście bazylii i zmiksować na gładko.
6. dodać mleczko kokosowe, wymieszać i przetrzeć przez sito. zagotować.
7. podawać z ulubionymi dodatkami: niewielkie grzanki czosnkowe czy kleks zimnej śmietany lub jogurtu.

zupa pomidorowa z mleczkiem kokosowym

 

podpis

obłędne kukurydziane muffinki z borówką amerykańską i musem

Udostępnij ten wpis:
kiedy spojrzę przez okno, widzę uroczy obrazek: sad skąpany radosnymi promieniami słońca.
tymczasem za oknem szaleje nieopisany skwar.
wróć: opisujemy go temperaturą. 33*C.
jeszcze chwila, a pomyślę, że to temperatura piekarnika.

nie, do piekarnika się nie zbliżam.
dlatego dziś lipcowy jeszcze przepis, sprzed tych tropikalnych upałów.

jedne z najdelikatniejszych muffinek, jakie kiedykolwiek jadłam.
wilgotne, rozpływające się (dosłownie!) w ustach.
w parze z borówkami amerykańskimi i musem borówkowym z serka mascarpone.

kukurydziane muffinki z borówką amerykańską
(na podstawie przepisu z Moich Wypieków)

kukurydziane muffinki z borówkami
s k ł a d n i k i:

150 g mąki pszennej
100 g żółtej mąki kukurydzianej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
100 g drobnego cukru do wypieków
125 ml oleju
125 ml maślanki
1 jajko
100 g borówki amerykańskiej

+ 1 opakowanie (250 g) serka mascarpone
+ 1 łyżka jogurtu greckiego lub śmietany
+ borówki amerykańskie (ok 1 szklanki)
+ cukier (wg uznania)

w y k o n a n i e:

1. włączyć piekarnik u stawić na 200*C.
2. W dwóch miskach osobno dokładnie mieszamy "mokre" składniki (olej, maślanka, jajko) i osobno "suche" (mąki, proszek do pieczenia, cukier)
3. połączyć zawartość obu mis i krótko chociaż dokładnie wymieszać.
4. do foremek wypełnionych wcześniej papilotkami nakładać po pół łyżki masy. do każdej foremki włożyć kilka borówek tak, by środek pozostał pusty (u mnie mieściło się 5 borówek).
5. wypełnić foremki do 3/4 ich wysokości wciskając w masę kolejnych kilka borówek (u mnie ok. 5 sztuk), omijając środek.
6. piec przez 20 min.

7. serek mascarpone rozrobić przez chwilę w misce wraz z łyżką śmietany.
8. zmiksować borówki na gładki koktajl. dodać do serka i posłodzić wg uznania.
9. schłodzić.

10. po upieczeniu i ostudzeniu muffinek z każdej odcinamy "czapeczkę" i wydłubujemy delikatnie małą łyżeczką ciasto, nie naruszając borówek i uważając na dno muffinki, by się nie "przebić".
11. masę borówkową z serka mascarpone nakładamy do środka muffinek i przykrywamy "czapeczkami".

kukurydziane muffinki z borówkami

kukurydziane muffinki z borówkami

kukurydziane muffinki z borówkami
podpis

 

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia