teoretycznie: dziś z brzucha wyskoczy dzidziuś. w bólach i cierpieniu, ale jednak.
praktycznie: 4% kobiet rodzi dokładnie w terminie, więc w zasadzie jest wysokie prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że nie znajdę się wśród tych szczęśliwych wybranek losu, które rodzą dokładnie wtedy.
teoretycznie: skoro tak niewielkie jest prawdopodobieństwo urodzenia w terminie, mogę ze spokojem ducha pojechać na zakupy tak, jak robiłam to na dwa dni przed terminem.
praktycznie: wszyscy (na czele z Moim eR) radzą nie wychodzić z domu i leżeć. i ograniczyć wypełnianie obowiązków domowych do regularnych posiłków (koniecznie nieskomplikowanych, łatwych i szybkich w przygotowaniu!) i bywania w toalecie. co najwyżej zaleca się przyjemną lekturę lub lekkie "odmóżdżenie" za pomocą tv.
teoretycznie: powinnam się cieszyć z układu, w którym wszyscy jak mogą, nadskakują i wyręczają.
praktycznie: po dwóch-trzech godzinach tracę cierpliwość do nic-nie-robienia.
skoro ani w teorii, ani w praktyce zakupy nie wchodzą w grę, obiad nie ma prawa powstać na czas. a jednak może. tylko trochę w sercu (a może w żołądku bardziej) ściska, że o tej porze roku sięga do zamrażarki. po warzywa.
ta zupa jest właśnie na taki awaryjny przypadek: przygotowuje się ją błyskawicznie, jest nieskomplikowana a jednak bardzo smaczna. nawet jeśli oparta na mrożonych warzywach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Sama Twoja obecność tu jest dla mnie cenna. A komentarz - tym cenniejszy. Dziękuję.