[caption id="" align="aligncenter" width="168"]
Umówmy się, że Matka Polka, to kobieta zaharowująca się po łokcie dla swojej rodziny w przeświadczeniu, że składa w ofierze swoje życie, by innym (patrz: rodzina) było najlepiej. Najczęściej taka mama lubi zapomnieć o sobie i swoich potrzebach. To dlatego właśnie wizerunek Matki Polki to najczęściej niedokładnie (bo w pośpiechu) pomalowana kobieta z wałkami na głowie, w szlafroku, z żelazkiem w ręku, butelką w drugiej dłoni już jedną nogą w bucie na obcasach, biegnie, by wyłączyć pod zupą gaz.
[caption id="" align="aligncenter" width="475"]
Kim więc jest Eko-Mama? Kimś zupełnie odmiennym? Tak się z pozoru wydaje, ale, kiedy się nad tym głębiej zastanowić, oba zworce wcale się tak bardzo od siebie nie różnią…
Wychodzisz ze szpitala ledwo żywa. Dziecko w domu nie daje ci za dużo odpoczywać, więc wyglądasz jak żywe zombie. Nie masz czasu myśleć o sobie: w zasadzie myślisz tylko o dziecku. Ewentualnie o tym, by czas płynął szybciej – byś doszła szybciej do siebie.
Ale już następnego dnia dzwoni do ciebie przyjaciółka i na „dzień dobry” zadaje ci szereg – jak ci się zdaje – dziwnych pytań, po czym w pół słowa kończy rozmowę stwierdzeniem, iż zaraz u ciebie będzie, bo to rozmowa „nie na telefon”.
Ty tylko rozglądasz się tępo po mieszkaniu i oceniasz, że nie jest tragicznie. Zaglądasz tylko do szafki, gdzie znajdujesz paczkę biszkoptów. Kawa – też jest, więc tylko włączasz ekspres i spoglądasz w lustro. Widok cię zatrważa, dlatego sięgasz po korektor i wklepujesz go pod oczy. Różu, który miałby poprawić koloryt skóry już nie zdążysz nałożysz, bo słyszysz pukanie.
Przyjaciółka ubrana w zwiewną lnianą spódnicę i bawełniany seterek, z dwiema materiałowymi torbami wpada pełna energii. Po krótkim cmok-cmok, otaksowaniu z góry na dół, przechodzicie do pokoju, gdzie proponujesz kawę.
Tak, kawę chętnie, ale tylko jeśli jest z upraw, na których przestrzegane są zasady fair trade (sprawiedliwego handlu). Eee, zawieszasz się, nie wiesz tego, ale kawa jest naprawdę pyszna. Nie, to tylko wodę. I tu zapala się ostrzegawcza czerwona lampka. Zapala się, ale na tym etapie nie wiesz, dlaczego.
Szybko się jednak dowiadujesz. Przyjaciółka, w twoim imieniu, „odrobiła pracę domową” i teraz ona sama może być matką. Ale teraz ona ci wszystko wytłumaczy: zakupy tylko na targu i koniecznie od ekologicznego dostawcy. I tylko sezonowe i – oczywiście – z naszej strefy klimatycznej! Żadnych bananów, pamiętaj! Zakupy chemiczne? Tylko szare mydło i woda, bo reszta szkodzi środowisku. Torby albo wielorazowe materiałowe, albo papierowe. Ubrania? Wszystkie z naturalnych materiałów. A jak już nie nosisz, to na specjalnym portalu można się nimi wymieniać. To samo dotyczy zabawek i innych przedmiotów. Kosmetyki – także tylko naturalne. Leki? No, wiesz?! Tylko zioła, sok malinowy własnej produkcji czy mleko od krowy z miodem z pasieki!
Nagle wstaje i rusza do przedpokoju. No, tak, przyniosła prezenty. Dla ciebie cały cykl zajęć z jogi, orzechy piorące i chustę do noszenia dziecka: w końcu tak jest bliżej mamy, jak kiedyś. Kręci ci się w głowie. Dziękujesz za wszystko i kiedy pada pytanie, czy karmisz – bo tak przecież najlepiej – wpada twój luby z dużą paką pampersów pod pachą.
Uśmiechasz się blado. Pampersy twojej eko przyjaciółce się nie spodobają. Tak, koniecznie trzeba się ich pozbyć: teraz tylko tetrowe. Trzeba wygotować, ale te z konopi, bądź bambusa schną szybciutko. Ona jednak śpieszy się, by wysprzątać dom – a przecież nie używa odkurzacza – ugotować obiad z eko warzywami i eko kurczakiem. Ale jeszcze rzut oka na mieszkanie – kosz na śmieci. Bo segregujecie, prawda? Mąż już chce zaprzeczyć, ale wyprzedzasz go, gorliwie przytakując. Cmok-cmok i już jej nie ma. Jak jej się Mały podobał, pyta mąż. Nie zdążyła go zobaczyć, odpowiadasz.
[caption id="" align="aligncenter" width="489"]
A teraz wróćmy do rzeczywistości. Tak, eko mama jest zakręcona na punkcje ekologii. Do przesady. A ekologia jednak wymaga większego nakładu pracy. I nie tylko wtedy, kiedy w ekologicznym domu pojawia się dziecko. Bladym świtem eko mama już maca ziemniaki i pomidory na targu. Pędzi potem, na nogach, oczywiście, ewentualnie rowerem (ale z siatami może być ciężko) do domu, gdzie musi postawić obiad. Bez kostek rosołowych, dopiero stawia na bulion. Potem zasuwa z miotłą i szmatą – myje wszystko wodą z szarym mydłem. Potem pierze. W pralce ekologicznej z orzechami piorącymi. Jak znajdzie chwilę wyszukuje eko nowinki w Internecie. Oczywiście nie trzeba chyba specjalnie rozpisywać się na temat segregowania śmieci – to jest tak oczywiste, że nie wymaga zagłębiania się w temat. Na deser eko mama – a w rzeczywistości kobieta, która nie musi być mamą, by znaleźć się w grupie eko mam – najlepiej, by była wegetarianką, bo przecież te biedne zwierzęta… itd. (temat rzeka, w który celowo nie wchodzę). Zwłaszcza, że łatwiej zrezygnować z mięsa niż szukać tych eko. Wszystko, co można kupuje od „baby na targu”.
Wspomnę jeszcze o eko seksie. Tak, wystarczą prezerwatywy od owcy, które jednak nie zabezpieczają przed chorobami i wirusami z powodu naturalnych porów ale już można być eko.
A kiedy pojawia się dziecko? Wtedy eko mama chyba w ogóle nie śpi, wyparzając pieluchy tetrowe.
[caption id="" align="aligncenter" width="282"]
No i umówmy się, nie zaoszczędzimy specjalnie przechodzą na system eko. Może szare mydło i woda są tańsze, ale już wszystkie inne elementy życia są znacznie droższe.
Ważne, by Eko Mama nie tylko dopieszczała swój mały świat – ona ma emanować światłem, radością życia, jakby urodziła się dopiero teraz (a nie jakby to ona dopiero co urodziła), wolna od tego, co w cywilizacji truje ludzi. w dzieckiem w chuście idzie dumna, spontaniczna. Zawsze z uśmiechem, jak dziecko-kwiat, w eko ubraniach, z torbami z recyklingu, w dzieckiem w chuście idzie dumna, spontaniczna, pełna życia. 100% natural. Swoją postawą nawołuje do tego trybu życia. Chce całemu światu pokazać, jaka ona jest szczęśliwa, spełniona, a przy tym jest w pełni sobą.
A teraz chwila na zastanowienie. Czy Eko Mama to nie trochę jednak Matka Polka?
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Eko Mama, to trochę Matka Polka od drugiej strony. Eko Mama po prostu chce pokazać, że to wszystko wypływa z niej. To, co robi dla swojej rodziny i domu, to samo dobro, a ona czuje się spełniona i szczęśliwa, a nie jak Matka-Pożal-Się-Boże-Polka, która się zaharowuje i niczego z tego nie ma. Eko Mama ściga się ze samą sobą i próbuje przekuć swoją codzienność w baśń (Calineczka i spanie w łupienie z orzecha pod kołderką z płatka róży?). Ale obie kobiety chcą udowodnić mężczyznom, że są od nich lepsze. Albo inaczej: są konkurencyjne. Też kreują świat – na swój sposób, bo ten świat domowy. I w tym są zawsze najlepsze. Idealne. Wciąż niepogodzone z faktem, że nikt na świecie taki nie jest. A jeśli sądzą, ze jest inaczej – to znaczy, że nie wiedzą wszystkiego, same udając jak im to wszystko lekko wychodzi.
Czy Eko Mama to nie jakaś odmiana Matki Polki, która powstała, by… być zaprzeczeniem Matki Polki? Takie odnoszę wrażenie.
A czy Wy obserwujecie w swoich środowiskach takie zachowania?
[caption id="" align="aligncenter" width="575"]
...ale dlaczego "Eko mama" ma cokolwiek pokazać i udowadniać?
OdpowiedzUsuńW takim, początkowo sympatycznie ironizującym opisie tzw. "eko mamy", łatwo popaść w jakąś skrajność silniejszą jeszcze od eko-zapędów - mocnego przejaskrawiania. Jeśli faktycznie znasz adekwatne do opisu przykłady, to strasznie współczuję :)
Przymus, wielkie hurraaaa, stawanie na głowie i wielkie trudy życia w banalnym jako-takim poszanowaniu naturalności? Serio? Że to jakaś misja mordercza ma być i wielka krucjata udręczonych "w imię wyższego dobra" przeciw cywilizacji? W moim odczuciu to właśnie odwrotnie jest :) Jest łatwo, wygodnie i przyjemnie. Jest normalnie. A bynajmniej nie chorobliwie - co wynikało z tekstu.
"obie kobiety chcą udowodnić mężczyznom, że są od nich lepsze. Albo inaczej: są konkurencyjne." - Ciekawe podejście :) Czyli, że nie dość, że umęczone krucjatą męczenniczki, to jeszcze feministki? znaczy takie feministki czysto fikcyjne, bo tak naprawdę to zaharowane i poddane mężczyznom matki-Polki?
:)
jestem mamą, pewnie kategoryzowaną jako "eko" i w dodatku w nurcie rodzicielstwa bliskości, kompletnie pozbawioną zapędów feministycznych, dzielącą się z mężem obowiązkami utrzymania naszego "szałasu", razem z nim też intuicyjnie dbając o ciepło i bliskość w naszej rodzince, a światową postawę "zastaw się a postaw się" kwituję wzruszeniem ramion. :) nawracanie świata również zostawiam narwańcom ;) i z całą pewnością nie chciałabym zamienić swego życia w żadną bajkę, już na pewno nie o Calineczce :)
Nie ma tu miejsca na rozwijanie polemiki na temat wyborów elementów które świadczą dla każdego o jakości życia, ani nie będę pisać, czemu nie kręci mnie zupełnie lans obkupywania się w drogeriach i wielkich marketach, czemu lubię rower, chusty i dobre jedzenie, a pieluszki wielorazowe uwielbiam. Nie neguję niczyjego stylu życia ani nie nawracam świata na przymusową zieloność. Funkcjonuję tak, jak jest mi wygodnie. Nie rwę włosów z głowy, że kupiłam skórzane buty, nie wyrzucam z szafy i domu rzeczy z tworzyw sztucznych, ani nie mieszkam w szałasie, urabiając sobie ręce po łokcie w ramach wielkiej eko-krucjaty... a w dodatku jem banany ;)))) Podnoszę komfort swojego życia, a nie odwrotnie. I nie ponoszę większych kosztów, we wszelkim możliwym podsumowaniu wychodzę totalnie na plus.
Żadna normalna matka, tak przynajmniej myślę, nie ma sił ani czasu na utrudnianie sobie życia. Jeśli są kobiety. które trybem życia prowadzą jakiś męczenniczy manifest, to chyba mocno minęły się z ideą pierwotną :) Naturalnie. :)
Ale taki już jest świat, że fajne idee często gubią się, gdy stają się "trendy".
szczęścia i spełnienia życzę jednakowoż wszystkim matkom, Polkom, eko, nowoczesnym, feministkom, szowinistkom, a zwłaszcza matkom niezdefiniowanym :)
Po pierwsze bardzo dziękuję za głos w tej sprawie i tak wyczerpujący komentarz!
OdpowiedzUsuńPytasz, czy znam... niestety znam. I niestety większość mam eko to wariatki - totalnie sfiksowane na punkcie ekologii. Umówmy się: nie twierdzę, że bycie ekologicznym jest złe: że segregowanie śmieci jest niepotrzebne itd. Z większością się zgadzam: dbałość o to, co mamy, czyli nasz świat, przyrodę i środowisko nie jest mi obojętna - sama wywodzę się z rodziny "lasu" - dziadek, tata, wujek itd. wszyscy leśnicy, więc to nie tak.
Skąd więc u mnie ten przejaskrawiony obraz? No właśnie z obserwacji. Większość mam (ale także w ogóle kobiet, bo słyszałam, że kobieta, która nie jest mamą, również może "podpadać" pod Eko Mamę), które mają coś wspólnego z ekologią, od razu wpadają w sidła schematu "szalonych ekologów". I patrzę na te kobiety, które na siłę nawracają mnie na wodę z szarym mydłem, pozbycie się odkurzacza itd. i myślę, że tylko dodają sobie pracy. Są jednak tak zakręcone, że nie dostrzegają tego wszystkiego. No i oczywiście kreują swój wizerunek dokładnie tak, jak przedstawiłam w opisie.
Czytając Twój komentarz, pomyślałam: "jak szkoda, że te mamy, które znam nie zatrzymały się z tą ekologią na Twoim etapie, rozsądnym i z głową".
Sama wychowuję tak, by dziecko było szczęśliwe, chociaż robię to intuicyjnie (ważniejsze jest dobro dziecka niż moje "chciejstwo" - czyli już pewnie znana Ci wojna o sposoby uczenia dziecka samodzielnego zasypiania), chociaż na pieluchy wielorazowe nie umiałabym się przestawić. Dla mnie i tak przy samym dziecku (które miało w dodatku kolki) i tak jest mnóstwo roboty.
Bardzo się Cieszę, że mogłaś przedstawionym stereotypom (i wizerunkowi eko mamy) zaprzeczyć własnym przykładem, bo tak naprawdę mamy-wariatki-eko tylko odstraszają od tego stylu życia: jak już są eko, to od razu muszą być totalnie zakręcone na tym punkcie. To mnie zawsze irytowało: że one tak bardzo chcą pokazać, ze są konsekwentne i wierne do końca idei. Ale przez to ucieka to zdroworozsądkowe podejście do życia, a zastępuje się styl życia, który ich tak absorbuje, że przestają być normalne.
PS. Inna rzecz, że eko kurczaki sama bym jadła, bo jak nie mam dostępu, to nie kupuję. Niestety tak się porobiło, że człowiek już nie może specjalnie wierzyć producentom, a te kurczaki z wielkich hodowli... (póki co spuszczam zasłonę milczenia, to bo temat rzeka, którego nie chcę tu rozwijać).
Pozdrawiam serdecznie! :)
Rety, a miałam nadzieję że to po prostu taki tekst publicystyczno-ironiczny był, raczej w kategorii fikcji! No to tym bardziej mi przykro, że tak fajne idee są anty-reprezentowane publicznie...
OdpowiedzUsuńMyślę, że to naprawdę marny "lans", który wynika z medialnie kreowanej mody na "eko", a zupełnie nie z wewnętrznych potrzeb czy przekonań. Nie ma panaceum na wszystko i uniwersalnego szablonu idealnych rozwiązań, które każda matka może zastosować i raz-dwa zmienić swoje życie w idyllę :) Koncept ogólny jest, ale nie rozumiem zupełnie przedkładania idei ponad potrzeby. Taki np. pieluszki - fajnie się wkręcić w wielorazówki, wygodnie i kolorowo, ale jak dziecko (jak np. moje ;)) w nocy objawia naturę ssaka nałogowego, to warto dla spokojnego snu na noc założyć jednorazówkę i nie robić z tego wielkiego "halo". Dobro dziecka i nasz komfort są najważniejsze (bo jakby nie patrzeć, nasz komfort bezpośrednio warunkuje komfort dziecia). Orzechy piorące są ok, ale nie do wszystkiego, octem myć łazienki nie będę, bo nie toleruję zapachu - wszystko w granicach rozsądku.
Za to na pewno plusem tego trendu jest większa świadomość konsumentów - to, że matki częściej czytają skład, czy to żywności, czy kosmetyków.
Ale złoty środek to podstawa normalności...
Pozdrawiam i z przyjemnością będę podczytywać :)
PS. Kwestie żywności to w ogóle temat-rzeka, zwłaszcza w czasach, gdy przyzwyczajeni do patrzenia tylko na kryterium ceny (nie oszukujmy się - potwornie ważnego w naszym kraju), jemy często naprawdę byle co. A kurczaki to już taki sztandarowy symbol...
Myślę, ze "lans" na eko mamę to nic innego jak współczesna Matka Polka - z tymi wszystkimi niestety niekoniecznie chwalebnymi przymiotami. Owszem: Matka Polka zapewne poświęca wszystko, bo najbardziej zależy jej na dzieciach, domu, rodzinie, mężu - na końcu stawiając siebie. Niestety reszta stereotypu już nie jest taka piękna: kobieta się zaharowuje, aż zaczyna jej "odwalać", mówiąc brzydko, i dostaje jeszcze większego "hopla" na punkcie rodziny. No, jakbym czytała o eko mamie. tylko wszystko okraszone jest tym "eko". Najgorsze chyba jest to, że ta dbałość o rodzinę (z całym tym inwentarzem) w końcu zaczyna działać destrukcyjnie: niedociągnięcia stają się przyczyną frustracji mamy, która aby nadążyć mniej śpi, a kiedy mniej śpi, jest mnie wydajna i tak kółeczko się zamyka.
OdpowiedzUsuńA teraz pytanie za 100 pkt: kto na tym cierpi najbardziej? Ano właśnie. Rodzina (plus osobno wyliczyć trzeba "szkody", które są osobno czynione wobec dzieci i męża).
Ważne jest to, co napisałaś: komfort (szczęście, spokój, miła atmosfera) udziela się dziecku/ dzieciom.
Co do trendu "eko" - o ile nie idziemy za daleko, nie sięgamy po absurdalne rozwiązania, rzeczywiście oddziałuje na nas pozytywnie. Świadomość konsumentów jest chyba tutaj największym plusem. I to, co tanie nie musi być złej jakości (np. kiedy nie płacimy za markę), ale to, co dobre jakościowo najczęściej nie bywa tanie.
Z miłą chęcią będę Cię gościła w swoich skromnych progach Walki w Kuchni :) Dziś zamierzam i do Ciebie zaglądnąć!
Pozdrawiam serdecznie!
PS. A do jedzenia jeszcze wrócimy :)