Nie wiem jak wy, ale ja mam niedosyt ryb w kuchni. Rybę znam smażoną, pieczoną, na parze... no i te w zalewie na ostro czy kwaśno. Żongluję tylko przyprawami, czyli raczej z lekka powiewa nudą. Tymczasem w moje ręce wpadła książka "Ryby w naszej kuchni" Birgitty Rasmusson od wydawnictwa REA-SJ...
Przeglądam książkę na szybkiego i od razu się nią zachwycam: to naprawdę mini przewodnik po rybach wraz z mnóstwem (aż 200!) przepisów. Na pierwszy ogień Czytelnik zostaje zaatakowany wręcz rybą jako taką. Bo jeśli gotujesz to chyba trochę wstyd nie wiedzieć jak wygląda dorsz czy śledź. Jeśli chociaż przez chwilę zrobiło ci się głupio, że tego nie wiesz - teraz możesz z łatwością te braki nadrobić. Zdjęcia ryb z podziałem na rodziny znajdziesz na pierwszych stronach książki.
Skoro już się dowiedziałeś, jak wygląda sandacz i jak rozróżnić turbota od "flądry królewskiej", która tak naprawdę jest dużą gładzicą, to możesz przejść dalej i dowiedzieć się co nieco o rybach, jako elementu naszej diety wraz z podziałem na te tłuste i chude.
A potem mamy mały instruktarz jak sprawiać, odfiletować różnego rodzaju ryby, jak je dzielić czy zdejmować skórę. Kiedy już mamy ten kawałek ryby, autorka prowadzi nas przez różne sposoby przyrządzania ryby, zaczynając od tego, jak dobierać czas i temperaturę do danego kawałka. Bardzo przydatne, bo nie wystarczą przyprawy i zmysł smaku - trzeba jeszcze umieć podać tę rybę tak, by nie była ani surowa ani przeciągnięta.
To, co mnie zachwyca, to precyzyjność, dokładność przy podawaniu przepisów czy porad kulinarnych. Nie ma "czarnych dziur", wręcz przeciwnie: pojawiają się w końcu odpowiedzi na pytania krążące po głowie niemal każdej gotującej osobie. I do tego zdjęcia: krok po kroku.
Ale, ale! Mamy bonus! Bo ryby, rybami, a co ze skorupiakami, coraz popularniejszymi, a wciąż egzotycznymi (bo w tradycyjnych książkach kucharskich przepisów na nie brak)? No to tu znajdziecie odpowiedź. Dokładnie tak samo pieczołowicie potraktowano owoce morza, jak ryby: jak policzyć z nich porcje, jak dzielić, gotować...
Dopiero kiedy mamy w głowie podstawy, możemy przejść do drugiej części, w której znajdziemy przepisy. I tutaj mamy kilka kategorii: Potrawy z ryb słodkowodnych, potrawy z ryb dorszowatych i makrelowatych, potrawy z ryb łososiowatych, potrawy ze śledzi, potrawy z ryb flądrokształtnych, potrawy z ryb egzotycznych i innych, potrawy ze skorupiaków oraz sosy i dodatki.
Moim skromnym zdaniem wyczerpuje temat jeśli chodzi o takiego domowego kucharza jak ja. I - jak na naprawdę niegrubą książkę - jest wypełniona po brzegi. I powiem więcej: przepisy są bardzo zróżnicowane. Są i proste, mało wymyślne, ale i te z które definiują wyższą szkołę jazdy w kuchni. Niemniej na pewno ja się przy niej rozwinę i sądzę, że niejeden kucharz.
Co do oprawy graficznej, to zdjęcia instruktażowe są dokładne i dobrej jakości, chociaż miniaturki. Jeśli chodzi o zdjęcia do przepisów też nie można im wiele zarzucić: apetyczne, dobrze sfotografowane i wystylizowane. Tylko... nie obraziłabym się, gdyby było ich więcej, bo średni zdjęcie pojawia się raz na 4-5 przepisów. Ale instrukcje są jasne i precyzyjne, więc nie będzie problemu z próbowaniem nowych technik i sposobów przyrządzania rym, czy owoców morza.
Moja ocena: Bardzo polecam. Oprócz zdjęć, których mogłoby być (wśród przepisów) więcej, bardzo mi podeszła. Zobaczymy jeszcze jak będzie z przepisami, bo - siła rzeczy - nie mogłam ich wypróbować.
Tytuł: Ryby na naszym stole
Autor: Birgitta Rasmusson
Wydawnictwo: REA-SJ
Rok wydania: 2016
ISBN: 9788379931460
Oprawa: miękka lecz usztywniona, papier błyszczący
Liczba stron: 192
Recenzja powstała dzięki uprzejmości wydawnictwa REA-SJ:
Zapisz
Zapisz
świetna książka
OdpowiedzUsuńo tak, zgadzam się w pełni :)
OdpowiedzUsuńsuper jest
OdpowiedzUsuńuwielbiam tą książkę
OdpowiedzUsuńJa też - jest baaaardzo przydatna :)
OdpowiedzUsuńTak, tak :)
OdpowiedzUsuńno rybkę to bym zjadła :D
OdpowiedzUsuńA i zdrowo :)
OdpowiedzUsuńnabyłam niedawno i podoba mi się
OdpowiedzUsuńciekawa
OdpowiedzUsuń